W milczeniu przerzucił przez ramię jedną z toreb. Drugą, mniejszą, uchwycił mocniej idąc za Jamie. Gwar ludzi spóźnionych na samolot i kolejna porcja deszczu skutecznie zabiły w nim wszelki entuzjazm związany ze wspólnym zleceniem.
Było tu za dużo ludzi, za dużo... rozpraszaczy. Zdjął jedną ze słuchawek i mruknął coś do Jamie, żeby za nim poszła.

- Potrzebujemy planu - orzekł, jakby tylko komentował pogodę czy zatłoczone ulice Cardiff. - Kup mapę, jak najbardziej dokładną, ok? Zobaczymy się w hotelu, ja po drodze załatwię broń.

- Potrzebujemy jeszcze transportu. Nie taksówki, ogólnie nie miejskie sposoby. - Rozejrzał się. Ramię torby drapało skórę.
- Zdobędziesz auto i... lub motor? Powinno wystarczyć, ale nie chcemy policji na karku, przynajmniej nie od razu.

- Raczej motor. Mniejsze ryzyko, łatwiej ukraść albo pożyczyć.
Pociągnął nosem. Kurwa, jeszcze mu tylko przeziębienia brakuje...
- Wiesz, gdzie mamy kwaterę na dziś?

- Wolisz współrzędne czy adres?

Zaśmiał się pod nosem i wyciągnął telefon z kieszeni. Podsunął go pod nos Jamie, wprowadziwszy do notatnika ciąg współrzędnych.
- Zapamiętaj, bo zaraz usunę.
Chwilę później faktycznie kasował notatkę.
- Wiesz, że wyglądasz jak zmoknięty kot?

- Tylko mi tam nie zgiń, Kiciuś - uśmiechnął się, chowając telefon do kieszeni.