!!UWAGA!!
>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<
Użytkownik
Wchodząc do charakterystycznego gmachu, jeszcze raz spojrzał na zegarek i zmełł w ustach wyjątkowo paskudne przekleństwo. Ostatni tydzień był pasmem niekończącego się pecha, jakby nie dość już mu było porażek przez ostatnie lata. Naprawdę, chciałby spojrzeć w oczy temu geniuszowi, który kilka dni temu zostawił jego mieszkanie w stanie po przejściu huraganu, a żeby było zabawniej, nawet nic znaczącego nie ukradł. Tak czy inaczej, mimo nawału roboty, jaka go czekała, nie tylko w związku z doprowadzaniem miejsca zamieszkania do stanu choćby i najmniejszego użytku, zawędrował do punktu informacji londyńskiego oddziału Scotland Yardu. Zabawne, im dokładniej się rozglądał, tym bardziej był pewien, że od czasu jego pracy tutaj, nic a nic się nie zmieniło. Może prócz nowego automatu do kawy, przez co jej jakość z pewnością się nie poprawiła.
- Dzień dobry... Halo? - usilnie starał się zwrócić uwagę kobiety siedzącej za kontuarem. Ta obdarzyła go znudzonym spojrzeniem znad ekranu komputera. - Daniel Dawson - przedstawił się cierpliwie, a ta dla odmiany spojrzała w papiery. - Dzwoniliście, żeby wpaść, podpisać jakieś papiery, czy coś...
- Pan od tego włamania? - zacmokała, notując coś przy jego nazwisku. Tak samo cierpliwie skinął głową i podpisał podsunięty mu świstek. - Pan idzie na ostatnie piętro, trzecie drzwi po prawej.
Machnął ręką, na znak, że zrozumiał i powędrował w stronę wind.
- Iść, powiedziałam! Windy zepsute!
Daniel przymknął powieki w duchu błagając o zlitowanie i zrezygnowany ruszył po schodach na górę. Wychylił się jeszcze przez balustradę, zadzierając głowę i westchnął ciężko. Mógł zrezygnować z porannego joggingu.
Offline
Dzień zapowiadał się na całkiem zwyczajny, ot rutynowe zadania, tak dla Jima jak i dla policji. Mogła spokojnie zając swoje myśli czym innym, od czasu do czasu tylko wydając jakieś polecenia, albo coś podpisując. Po kilku godzinach jednak, miała dość siedzenia za biurkiem i postanowiła osobiście przebiec się na parter z raportami, ot, rozprostować nogi. Dla pewności, przeglądała jeszcze dokumenty, zbiegając po schodach, gdy nagle, zderzyła się z kimś, aż raporty poleciały w górę, a ona sama w dół, tyłkiem na schody. Zaklęła po rusku, bo bolało.
- Strasznie przepraszam... - zaczęła i spojrzała w górę.
Offline
Użytkownik
To było jakoś na wysokości trzeciego piętra, zdążył już odpiąć drugi guzik koszuli i podciągnąć rękawy tejże do łokci. Marynarkę przewiesił przez ramię i dalej wytrwale parł do przodu, mijany co i rusz zarówno przez policjantów, jak i zwyczajnych szarych ludzie, którzy podobnie jak on załatwiali jakieś swoje sprawy. Ciekawe, ilu z nich podobnie jak jego zmaltretowano przebieżką z parteru na najwyższe piętro. I wszystko po to, by podpisał dwa, może trzy papierki. Mogliby to zostawić na dole, nikt by się nie obraził....
- To nie na moje lata, a już na pewno nie na moje kości. - usłyszał zachrypły głos, a jakiś barczysty, starszy już mężczyzna z obfitym zarostem i przepitą twarzą omal nie zepchnął go ze schodów. - Wybacz mi, młodzieńcze... No i jak mówiłem, Kingsley zabił, a Malone schował ciało w piecu fabrycznym.... - mruknął, uchyliwszy kapelusza i podążył dalej w dół w towarzystwie dwójki młodych policjantów, snując swoją opowieść. Dawson odwrócił się za nim ze zmarszczonym czołem. Miał dziwne wrażenie, że już kiedyś spotkał jegomościa. No i wtedy zadziała się katastrofa, rosyjskie przekleństwa w powietrzu, konfetti z zadrukowanych kartek A4 i tępy ból szczęki, która chyba najbardziej ucierpiała w tym zderzeniu. Przynajmniej z jego strony. Pech, albo przeszedł pod drabiną, albo jakieś czarne kocisko przebiegło mu drogę.
- Ech.. W porządku, ktoś mnie tylko przeklął. - wymamrotał, rozmasowując sobie brodę i zgarniając z głowy jedną z kartek. - Przynajmniej nie miała pani kawy, powinienem być za to wdzięczny. - dodał zrezygnowany.
Offline
- Daniel? - Odezwała się w końcu, po przeciągającej się chwili ciszy. Chociaż może lepiej byłoby milczeć. Nie no, bez sensu, o ile nie uderzył się w głowę i nie stracił pamięci, to ją pozna. Chociaż w sumie, te uderzenie w głowę to i w tej chwili niezły pomysł.
Takie różne myśli przelatywały jej przez głowę i nawet nie zauważyła, kiedy jej usta chyba same z siebie, wypowiedziały jego imię. No cholera, co on robi na tych schodach?
Offline
Użytkownik
Jakaś chwila musiała minąć, zanim dotarło do niego, kim jest osoba stojąca przed nim. Wpatrywał się w nią z istną mieszaniną emocji odmalowujących się teraz na jego twarzy, począwszy od zaskoczenia przez jakiś cień strachu aż do złości. Machinalnie zrobił krok do tyłu, kręcąc głową na boki i mamrocząc coś pod nosem.
- Tego... już jest za wiele. - wymamrotał. Ani na chwilę nie oderwał od niej spojrzenia. Gdyby kiedyś wydarzenia potoczyłyby się inaczej, dziś ta kobieta byłaby jego żoną. Ale zniknęła. Bez słowa. W dniu ślubu! Sam nie był w stanie określić, co teraz czuł. Chociaż nie, to była wściekłość. Pytanie tylko, czy wymierzona w Arię, czy w siebie samego.
Offline
To było bardzo delikatnie rzecz ujmując, niezręczne. Naprawdę, to takie wielkie miasto, jak mogła tu na niego wpaść? No i co teraz? Co się niby mówi w takiej sytuacji?
- Ten.. co u ciebie? - Brawo dziewczyno, to było genialne. Jak ostatnio się widzieliście, mieliście się pobrać. Pytanie więc na miejscu jak niemcy pod Moskwą.
Offline
Administrator
Nim zdążył się powstrzymać, parsknął, mając szczerą ochotę ją wyminąć i pójść dalej w swoją stronę. I pewnie tak zrobiłby każdy normalny człowiek, znajdujący się w takiej samej, albo podobnej sytuacji. Jednak on musiał teraz schylić się i zacząć zbierać porozrzucane wokół papiery. Los wyjątkowo sobie z niego zakpił.
- Naprawdę cię to interesuje? - mruknął, albo raczej niemal warknął, po czym wcisnął jej w dłoń plik kartek.
Offline
Westchnęła, ale tylko w duchu, i policzyła do dziesięciu. Przecież jej się należało. Powinna po prostu wrócić do swoich obowiązków, mało to ma na głowie?
- No, tak w sumie... - Jakiego tu słowa użyć? - Byłoby mi miło słyszeć, że sobie radzisz. - Spróbowała dyplomatycznie.
Offline
Administrator
<D>
- Dziękuję, wszystko gra. Od trzech lat wszystko jest w najlepszym porządku. - odpowiedział, przywołując na twarz wymuszony uśmiech, po czym skinął jej głową i ruszył dalej przed siebie. Miał jeszcze dwa piętra do przejścia, a im szybciej załatwi, co miał do załatwienia i opuści to miejsce, tym lepiej.
Offline
Zagryzła wargę bo bardzo chciała za nim pobiec, złapać go za rękę, krzyknąć chociaż, ale po co? Co mu miała niby powiedzieć? W końcu... tak było lepiej taką decyzję podjęła i... po co jej jakieś emocje. Powoli, mocno ściskając dokumenty, poczłapała na dół.
Offline
Użytkownik
Nie byłby sobą, gdyby za nią nie spojrzał. Te okoliczności, to... wszystko wcale mu niczego nie ułatwiały. Sporo czasu zajęło mu wyleczenie się z tej miłości, rozstanie przypłacił powrotem do nałogu i konfliktem z siostrą, wpakował się w niezłe szambo i kiedy w końcu wyszedł na prostą, wpada właśnie na nią. I nagle okazuje się, że wcale nic nie jest takie, jakie mu się zdawało, a on dalej tkwi w tym samym gównie, w jakim był na początku. Może dlatego zaklął pod nosem i zawrócił na pięcie, doganiając ją i bez słowa mocno łapiąc pod ramię. Nie zwracając uwagi na jakikolwiek sprzeciw, wparował do pierwszego lepszego gabinetu, wyganiając stamtąd bogu ducha winną policjantkę.
- Jedno pytanie - zaczął, puszczając ją i odchodząc kilka kroków w stronę drzwi. - Dlaczego? Tylko tyle chcę wiedzieć, nic więcej. Dlaczego, do cholery?
Offline
- Boże Daniel ja tu pracuje! To policja! Zaraz tu ktoś wparuje i... - zaczęła, ale widząc jego minę zamknęła się i z westchnieniem oparła o biurko. - Jakie to ma teraz znaczenie? - Zapytała gorzko, patrząc gdzieś na bok.
Offline
Użytkownik
- Dla ciebie pewnie i żadne, dla mnie spore, więc przestań odwracać kota ogonem i odpowiedz. Przynajmniej tyle jesteś mi winna! - warknął w odpowiedzi nieświadomie podnosząc głos, co w sumie faktycznie mogło kogoś zaalarmować. Jednak jakoś niewiele go to obchodziło, być może to była jedyna okazja, by dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się nieco ponad trzy lata temu i Bóg mu świadkiem, że tej okazji nie przepuści. A potem niech się dzieje, co chce, dośc czasu żył w niepewności, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd.
Offline
Czuła się, jakby troszkę w środku drżała. W sumie, tak bardzo starała się przez te trzy lata nie myśleć o Danielu, że to się udało. Tym bardziej teraz, nawet nie wiedziała co czuje ani co tak w ogóle się stało. Bo po prostu o tym nie myślała. Od dnia gdy uciekła... I to była jej ostatnia ucieczka. Ale nie mogła tak po prostu teraz mu tego wyjaśnić. Co zrobić. Okłamać co?
- Daniel ja... po prostu musiałam...
Offline
Użytkownik
- Musiałaś - powtórzył z kpiną. Odwrócił się od niej i przetarł twarz dłońmi. Wszystko wracało, to jak się poznali, wspólnie spędzone chwile, moment, w którym zapytał, czy za niego wyjdzie... Zgodziła się wtedy, a teraz twierdziła, że musiała zrobić tak, a nie inaczej. - Musiałaś zniknąć z kościoła pełnego naszych krewnych i przyjaciół, nie pozostawiając po sobie nic, choćby kilku napisanych w pospiechu słów. Nic. Bo musiałaś. - odetchnął głęboko, utkwiwszy wzrok w podłodze. - Jeżeli myślisz, że to cokolwiek tłumaczy, grubo się mylisz, Ariu. Chcę konkretnej odpowiedzi. W ogóle... - spojrzał na nią przez ramię - chciałaś tego ślubu? Czy od początku mnie okłamywałaś?
Offline