!!UWAGA!!
>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<
- Och pół biedy jak tylko prąd, chociaż w tych okolicznościach to przerażające... Gorzej z drogą, policja nie dojedzie... Bardzo państwa przepraszam, muszę sprawdzić co z ciotką Wandą - Skłonił się i wyszedł.
(jeśli spojrzycie teraz w okna zobaczycie wydarzenie z zamkowych błoni)
Offline
- Co się stało, Kiciuś? - zmarszczył brwi i popatrzył w tym kierunku, co ona. Podobnie przechylił głowę. - Co to do kurwy nędzy?
Offline
Rozejrzał się jeszcze po oranżerii i jeszcze raz zajrzał przez okno. Cholera, lało jakby wszyscy anieli płakali, a on musiał wychodzić.
Dogonił Jamie i objął ją w talii. Wyszli tak na Błonia zamku...
(Zt)
Offline
Administrator
Duchota. W sumie mogła gdzieś odbić po drodze, to miejsce przywodziło na myśl nieprzyjemne skojarzenia. Podobna była w domu jej rodziców, we Francji i była świadkiem bardziej i mniej przykrych wydarzeń. Tymczasem odeszła od wejścia w głąb oranżerii, jednocześnie ściągając z ramion i tak wilgotną od deszczu marynarkę. Chwilę później cisza została przerwana, przez szuranie butów pozostałych osób.
Offline
Administrator
W powietrzu poza oczywistym zaduchem wyczuwało się napięcie. Dla wszystkich stało się jasne, że coś tu się kroi, wszystko zrobiło się o wiele zbyt skomplikowane jak na serię niefortunnych zdarzeń. Wera weszła zaraz za Dawson i zajęła miejsce w cieniu dużej areukarii stojącej nieco w głębi pomieszczenia i w ciszy przyglądała się wchodzącej kobiecie.
Offline
Doktor
Wkroczył sztywnym krokiem do środka, składając wilgotny parasol i ściągając zaparowane, zbędne szkła. Ku jego zadowoleniu, służba okazała się na tyle myśląca, że nie postanowiła wnieść tutaj ciała. W szklarni panowały nieznośne warunki nawet dla żywego. Chociaż... denatce, a raczej temu, co z niej zostało, nie mogły już bardziej zaszkodzić. Skinął w milczeniu obu kobietom i stanął po przeciwnej stronie pomieszczenia, używając parasola jako podpórki i chowając jedną z dłoni w kieszeni odzienia.
Offline
Diabełek
Mimo tej całej z początku zabawnej dla niego sytuacji, coraz mniej zaczynało mu się to wszystko podobać. Stał jeszcze przez moment na zewnątrz, nim w końcu wkroczył za wszystkimi do pomieszczenia. Otrzepał mokrą od deszczu marynarkę i stanął w rogu, pogrążając się w rozmysleniach Wydarzenia zaczynały coraz mniej wyglądać na zwykłe dzieło przypadku. Mimo zwyczajowej adrenaliny, był również cholernie ciekaw ilu jeszcze ludzi zakończy tutaj swój żywot.
Ostatnio edytowany przez Jim Moriarty ♚ (2015-12-16 12:01:00)
Offline