!!UWAGA!!
>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<
Stanęła po chwili w miejscu, próbując się uspokoić. Nie rozumiała nawet, co było powodem tak nagłego przypływu złości.
Odetchnęła głęboko.
- Wiem... Wiem... - powiedziała cicho, chwytając się za policzki. - Co się dzieje...
Mruknęła tylko, siadając znów na skraju łóżka i ukryła twarz w dłoniach.
Offline
- Nic dobrego. I zlecenie - usiadł obok niej i przyciągnął ją do siebie, uspokajająco głaszcząc po ramieniu. - Powtórz tylko plan i pójdziemy, dobrze? No, nie płacz, J, nie płacz.
Offline
Pogłaskał ją jeszcze po głowie, jakby chciał powiedzieć to nie było takie trudne, wstał i zaczął przechodzić się po pokoju wolnym krokiem. Przy okazji niecierpliwie sprawdził godzinę.
- Jeszcze jakieś dwadzieścia, trzydzieści minut... - znów usiadł na łóżku, obok Jamie.
Offline
- Następne zlecenie mam dopiero za dwa tygodnie, więc raczej tu posiedzimy przez parę dni. Plus nasz wyjazd nie powinien budzić podejrzeń, a bezpośredni takie by stwarzał - znów sprawdził godzinę.
To dziwne, jaki potrafił być przed, a jaki na zleceniu, szczególnie dłuższym, takim jak to. Przed zleceniami bywał nerwowy, jakiś dziwnie zestresowany. Dopiero później, kiedy już znalazł się w akcji, wtedy dopiero zaczynała się zabawa w Armageddon. Był wtedy zdumiewająco spokojny i precyzyjny, ale... To była najlepsza część cech Sebastiana. Przynajmniej Moriarty tak stwierdził, kiedy przyjmował go do tej roboty.
W końcu Moran był jednym z pierwszych.
Wtedy Napoleon zbrodni potrafił sam fatygować się szukaniem snajperów i morderców.
No cóż, teraz Jim miał zdecydowanie więcej roboty niż na początku.
Offline
- To dobrze. Zawsze chciałam zwiedzić Paryż - uśmiechnęła się na perspektywę spacerowania wieczorem pod wieżą Eiffla. Bardzo budujący widok.
Wykonają zlecenie i po sprawie. Czas wolny. Który można przyjemnie spędzić. W myślach układała plan miejsc, które koniecznie muszą zobaczyć. Trochę ich było... Ale jedno musieli zrobić na pewno. Zjeść śniadanie pod wieżą Eiffla. Zawsze chciała to zrobić. A marzenia powinno się spełniać.
Przyjrzała się Sebastianowi i po chwili przytuliła się do niego. Bez powodu. Tak po prostu.
Offline
Nie spodziewał się tego, więc przez chwilę siedział bez ruchu. Dopiero po krótkim momencie objął ją i pogłaskał po ramieniu. Puszczając sprawdził godzinę.
- Mamy dziesięć minut, gotowa?
(przyspieszam, chcę zlecenie )
Offline
Wstała, po czym podeszła do lustra i poprawiła jeszcze fryzurę, bo kilka kosmyków zdążyło się wyplątać. Chwyciła za szminkę i poprawiła nieco kolor ust. Teraz wyglądała dobrze.
- Gotowa - kiwnęła głową, chwytając czarną kopertówkę w dłoń.
(a przyspiesz sobie, przyspiesz. )
Offline
Wstał i podszedł do drzwi z elektronicznym kluczem w ręce. Otwarł drzwi i puścił ją przodem.
_____
Wkrótce byli już na miejscu. Sebastian rozejrzał się po bankietowej sali, podając Jamie rękę i szukając chłopaczka od zabawek po drugiej stronie pomieszczenia. Chłopak, tym razem w stroju kelnera, skinął mu ledwo zauważalnie głową i zniknął za drzwiami.
Były pułkownik podał rękę Jamie i uśmiechnął się do niej.
- Panno Julliette - powiedział cicho - witamy w Paryżu.
Offline
Zaproszenie mieli, więc nie było problemu z dostaniem się do środka.
Jamie przybrała teraz szczęśliwą maskę. Uśmiechała się do każdego i siała dookoła pozytywną aurę.
Chwyciła rękę Sebastiana, odwzajemniając uśmiech i popatrzyła na kelnera, który zapewne miał być ich "pomocą". Rozejrzała się dookoła, od razu namierzając cel dzisiejszej misji.
Mężczyzna ubrany był w zapewne drogi garnitur. Na palcu prawej ręki miał złoty sygnet. W ogóle, facet miał na sobie bardzo dużo złota.
Jeszcze mu tylko korony brakuje, pomyślała złośliwie, rzucając mu ukradkowe spojrzenia.
Offline
Chłopak przebrany za kelnera, z tacką pełną kolorowych drinków lawirował między eleganckimi i zdecydowanie bogatymi ludźmi. Gdyby Jim pozbierał tutaj biżuterię od wszystkich kobiet, sygnety i zegarki od mężczyzn i może podkradł parę srebrnych tac, nie potrzebowałby szmaragdu z Indii. Ale miał już zielony kamień. Teraz potrzebował jakichś dokumentów.
Chłopaczyna, mijając Sebastiana, podał mu nieduże zawiniątko. Pierwsza część broni. Resztę miał "uzbierać" podczas aukcji. Nie bez przyczyny mieli takie, a nie inne zlecenie. Aukcja charytatywna przecież przyciąga dużo ludzi. Często ważnych. Posiadających ważne informacje. Tylko takich potrzebował Napoleon zbrodni.
(nie mam weny chwilowo, somebody help me ;-;)
Offline
Jamie zmieniła się teraz nie do poznania. Była zupełnie inną osobą.
Uznała, że im prędzej nawiąże z kimś kontakt, tym lepiej. Mruknęła tylko do Sebastiana cicho:
- Idę robić swoje - i już krążyła między ludźmi, rozmawiając z nimi po trochu, dopóki nie zatrzymała się przy ich celu. Teraz zacznie się prawdziwa zabawa.
Miała tylko nadzieję, że mężczyzna połknie haczyk i zechce pokazać jej później swoją imponującą kolekcję rzeźb i obrazów. Bo dokładnie tego oczekiwała. Wtedy zgarnie to co chce, Sebastian dokończy pracę i będą mieli spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
Offline
- A pan to..? - zza pleców Sebastiana ozwał się głos. Należał zdecydowanie do kobiety, co zresztą były pułkownik potwierdził, odwracając się w jej stronę.
Długie do połowy pleców włosy ozdobiła - albo raczej jej fryzjerka ozdobiła - misternie złotymi wsuweczkami, istniejącymi chyba tylko po to, by świecić i pasować. Długa, zielona suknia z czarnymi i złotymi aplikacjami, sięgała nieco poniżej kolan. Nieznajoma trzymała w ręku jeden z tych drinków, które roznosił znajomy chłopaczyna.
- Daniel Willson - skłamał płynnie snajper, po dżentelmańsku całując rękę kobiety. W szpilkach, a jakże inaczej, pasujących do wszystkiego, była tego samego wzrostu co on. - A pani?
- Charlotte, panie Willson.
- Daniel.
- No dobrze, niech będzie Daniel - machnęła ręką. - Kupujesz dzisiaj coś konkretnego? - Sebastian poczuł coś w stylu odrazy. Jakoś nie przekonywała go ta sztuczność. Kobieta przed nim udawała, w dodatku nieumiejętnie.
Jamie musiała się postarać, żeby ta wypindrzona, zielonozłota dziwożona nie podebrała jej papierów sprzed nosa.
- Och, jeszcze się zastanawiam - w przelocie chwycił kolejne zawiniątko od przechodzącego obok kelnerzyny.
Offline
Nie musiała wiele robić, by wpasować się w towarzystwo. Rozmowy o sprawach narodu, o majątkach, innych rodzinach... Jamie musiała mieć wszystko w małym paluszku, jeśli nie chciała spierdolić całej misji.
- Jest pani tu sama? - zagadnął gospodarz, a jednocześnie ich cel. Jamie obróciła się w jego kierunku z czarującym uśmiechem na ustach.
- Cóż... Nie. Jestem tu z moim partnerem - powiedziała, stając tak, że idealnie widziała teraz Sebastiana i... jakąś kobietę. Zapewne została przysłana przez kogoś, komu również zależało na tych papierach. Musiała się pospieszyć, bo inaczej ją wyprzedzi. Ale teraz to Jamie prowadziła, bo to ona rozmawiała już z ich celem.
- Och, w takim razie, zapewne nie da się pani zaprosić na kolację, powiedzmy... na jutro? - Gerard, bo tak miał na imię, udał lekko smutnego, mając nadzieję, że kobieta się zgodzi. (nie pamiętam, czy dawałam już tu imie i nazwisko tego kolesia...)
- Nie mogłabym panu odmówić - przywołała na twarz lekko uwodzicielski uśmiech, po czym dodała jeszcze - Słyszałam wiele o pańskiej kolekcji dzieł. Podobno zapiera dech w piersiach... Chciałabym doświadczyć tego na własnej skórze. Czy byłby pan w stanie później mi je pokazać?
Mężczyzna rozpromienił się, gdy usłyszał zdanie, które świadczyło o przyjęciu zaproszenia. Na jego twarzy pojawiła się także duma.
- Naturalnie. Tak pięknym kobietom nie wolno odmawiać - ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch. - Czy mogę poznać pani godność?
- Julliette Willson - uśmiechnęła się, udając, jak bardzo to wszystko jej się podoba. Kątem oka tak naprawdę obserwowała nieznajomą kobietę i Sebastiana. -
Offline