!!UWAGA!!
>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<
Ponad godzina lotu pierwszą klasą, później taksówką do hotelu, nie zwracając nawet uwagi na widoki i przy okazji trochę tęskniąc za dźwiękiem silnika własnego samochodu. Broń przesłana wcześniej przez ludzi Jima, żeby nie powiązano podróżującej dwójki ze sprawą. Ogólniej mówiąc, podróż do Paryża przebiegła szybko i bez problemów.
Dostali apartament dla dwojga z widokiem na wieżę Eiffla, ale raczej nie mieli czasu na korzystanie z chwili prywatności. Jamie poszła wziąć prysznic i zacząć się szykować, Sebastian otworzył drzwi apartamentu dla pewnego kolegi, którym okazał się człowiek Jima, z walizeczką z zabawkami. Po chwili wesoło wyglądający chłopaczek z bejsbolówką na głowie opuścił hotel, zostawiając Sebastianowi chwilę na sprawdzenie, czy asortyment działa.
Nie lubił działania pod przykrywką, tak samo jak nie lubił tego nowego nazwiska - Daniel Willson. Przez ten jeden wieczór miał zostać swoim własnym wrogiem, żeby mieć pole manewru. Starał się zapomnieć przynajmniej na chwilę, kim ten człowiek był.
Miał przecież myśleć o pracy. Tak, właśnie, przecież to dłuższe zlecenie nie bez przyczyny.
Zatrzasnął czarną walizeczkę i odłożył ją na wiklinowy fotel. Od strony łazienki dobiegł go odgłos otwieranych drzwi. Usiadł na łóżku, obok pokrowca z nowym garniturem.
Offline
Jak dla niej, podróż przebiegła spokojnie. Przez cały lot wlepiała wzrok w chmury za oknem, nie odzywając się słowem. Ostatnio w ogóle zrobiła się jakaś cicha.
Może to przez śmierć własnej siostry? A może po prostu taka już była? Sama nie wiedziała...
Droga do hotelu była prosta. Nie patrzyła nawet na widoki za oknem. Wieża Eiffla poczeka. Być może uda im się trochę zwiedzić Paryż. Od zawsze przecież o tym marzyła.
Gdy tylko dotarli do hotelu, skupiła się na zadaniu. Sukienka została dostarczona tu wcześniej, aby nie wcześniej się nie pogniotła. Teraz stała w łazience, przed wielkim lustrem, oceniając swój wygląd. Zanim umalowała się i założyła sukienkę, wyglądała strasznie. Była zmęczona, miała cienie pod oczami i ogólnie mówiąc, nie była w najlepszym stanie.
Teraz, stała dumnie wyprostowana. Włosy upięte zostały w luźny, lecz piękny kok, oczy pokreślone czarną kredką, usta umalowane czerwoną szminką. Na szyi miała zapięty wisiorek, który dostała od Sebastiana. Nogi ozdabiały czarne szpilki. Sukienka idealnie na niej leżała. Ten widok nawet ją ucieszył.
Wyszła w końcu z łazienki, stukając obcasami i oparła się o ścianę, patrząc na Sebastiana.
(J mniej więcej wygląda tak. )
Offline
Podniósł wzrok na nadchodzącą kobietę. Zmusił się do delikatnego uśmiechu na jej widok.
- Ślicznie wyglądasz - stwierdził krótko i chwycił za pokrowiec. - Zaraz będę gotowy.
Wstał i powlókł się do łazienki. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze i stwierdził, że przynajmniej ten gość naprzeciw niego nie wygląda na złamanego psychicznie mordercę z problemami natury emocjonalnej. Przemył twarz lodowatą wodą i znowu popatrzył na odbicie. Pierwsze wrażenie minęło.
Wziął szybki prysznic i przebrał się do znacznie bardziej eleganckich ubrań niż zwyczajowa skórzana kurtka, dżinsy i powyciągana koszulka.
Białą koszulę zapiął na ostatni guzik i założył idealnie skrojoną, czarną marynarkę. Z małymi, ale jednak, problemami zawiązał krawat tego samego koloru i dla efektu założył zegarek. Z włosami w sumie nie było zbyt wiele możliwości. Albo były rozwalone, albo roztrzepane.
Był gotowy. Poprawiając pacek od spodni, wyszedł z łazienki i znów usiadł na łóżku.
- Mamy jeszcze niecałą godzinę, żeby stawić się kulturalne siedem minut po rozpoczęciu. Wiesz wszystko?
Offline
Kiwnęła krótko głową.
- Dziękuję - powiedziała cicho, podchodząc do okna. Odchyliła zasłonę i i wyjrzała przez nie. Mieli tu idealny widok na wieżę. Uśmiechnęła się lekko.
Obróciła się, słysząc kroki i jego głos. Gdy usiadł, podeszła do niego i usiadła obok. Poprawiła delikatnie jego krawat.
- Tak. Wiem wszystko - odpowiedziała, kładąc po chwili swoje dłonie na kolanach.
Offline
- Czyli od teraz mam cię nazywać Julliette Willson, czy poczekać z tym do wyjścia? - spytał dość rzeczowym tonem. Tonem pracoholicznego mordercy na zleceniu pod przykrywką.
(potem się rozwinę z tematem :3)
Offline
- Nie, nie, nie, skup się, jesteś na zleceniu, żadne jak chcesz, J - chwycił ją za ramiona i delikatnie potrząsnął, jakby chciał wyciągnąć ją z odrętwienia, w które popadła od śmierci siostry.
Sam to przeżył. Nie chciałby powtórki, choćby od tego zależało jego życie.
Przez krótki moment miał wrażenie, że tamte uczucia znowu w nim są i nie chcą iść gdzieś daleko.
- Jamie, słuchaj, na tym zleceniu masz szansę odpłacić się starszemu braciszkowi H. za Stellę.
Offline
Przeniosła na niego wzrok. Który teraz mógłby zabić.
- Mów mi jak chcesz. Ja wiem kim mam od teraz być. Nie jestem idiotką - wycedziła tylko, patrząc mu w oczy.
Doskonale wiedziała, ze musi skupić się na zleceniu. Wiedziała czyje imię i nazwisko przybrać, jak się zachowywać i co robić. Wiedziała...
Odpłacenie się Holmesowi... Niby ciekawa propozycja, ale z drugiej strony... Czy chciało jej się tyle robić by zabić jedynie kilku ludzi?
(wena odeszła, przyszła i znów poszła. internet dziś dostałam, więc mogę odpisywać na bieżąco :3)
Ostatnio edytowany przez Jamie (2014-09-08 16:54:44)
Offline
- Nie, nie jesteś idiotką, nie przekręcaj moich słów - warknął prawie w odpowiedzi i żeby nie zrobić jej nic, co wykraczałoby poza normy, ułożył zaciśnięte w pięści ręce na kolanach.
I teraz kłótnia o byle co? Seba, idiota jakich mało...
Skup się, zlecenie!
Odkaszlnął w pięść i mówił już jako dowódca i człowiek doświadczony.
- Dla pewności, powtórz plan.
Offline
Nie wiedzieć czemu, nieco się zezłościła.
- Nie muszę nic powtarzać. Zrobiłam to tyle razy, że powiedziałabym to przez sen - mruknęła i wstała, by podejść do okna i wlepić wzrok w wieżę Eiffla.
Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech na uspokojenie.
Offline
Nie odpowiedział, tylko wstał i podszedł do Jamie, tak że teraz stał za nią, z rękami splecionymi za plecami.
Dowódca, czekający aż podwładna odpowie na pytanie.
- Powtórz plan. Proszę - "przynajmniej na razie".
Offline
Położył rękę na jej ramieniu, ale nie odwrócił jej do siebie, tylko popatrzył tam gdzie ona. Zaskakujące, jak szybko potrafił złagodnieć przy tej kobiecie.
- Spokojnie... Julliette. Ostatni raz o to pytam, potem nie będzie czasu na przemyślenia.
Offline
- Spokojnie?! Jak ja mogę być spokojna?! - wybuchnęła nagle strącając jego dłoń z ramienia.
Nie... Niech się nie zaczyna... - pomyślała tylko, ale emocje robiły swoje. Jakby w ogóle jej nie słuchały.
- Powiedz mi, jak ja mogę być spokojna?! - powtórzyła, zaczynając chodzić po pokoju.
Offline
Ale zlecenie...
Jakby to było zamierzone, splótł znowu ręce za plecami i odstąpił parę kroków.
- Jamie. Zlecenie, praca, uspokój się, proszę. Rozumiem, użyłem złych słów, ale na tym polega nasza robota. Mamy być spokojni, kiedy każą, a teraz dostaliśmy taki rozkaz. Nie ma odwołań. Opanuj się, obiecuję ci, że będziesz mogła potem wściec się na... kogoś konkretnego. Na razie jesteś w pracy.
Offline