Ogłoszenie

!!UWAGA!!

>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<

SPIS DOSTĘPNYCH POSTACI


Przewodnik dla nowych


#1 2014-12-22 22:04:39

 Mary Suede

Dedukcja w szlafroku

Punktów :   13 

Pozagrowa Drama Dachowa

Przed feelsami zarzucam bonusik o wzroście Cilliana xD

W: // mam beke. Uświadomilam sobie jak Crane musiał główkę zadzierac żeby patrzeć z pogardą na Arta xd
M: //omfg xD
W: // toc to 12 cm xd
M: //czuję się jak Thorin u Thranduila
W: //kapitan mały ale zajadły
W: // ba, nie wiem czy Fahr nie jest wyższa od Cilliana
M: //nie dobijaj mnie bardziej ;u; teraz czuję się jak mini Mr. Evil

A teraz feelsy właściwie *chrząkając przewraca stronę w zeszycie z nutami, stuka batutą w stojak i zaczyna*

Arthur Suicide: Zdziwiło go to? Troszkę. Nie sam fakt tego kto w ostatecznym rozrachunku okazał się winnym. Raczej to, że naprawdę długo pozwalał się zwodzić. Ale teraz był już blisko. Upewniwszy się, że jego przyszła ofiara wyszła, włamał się do gabinetu i zszedł tam, gdzie miał znaleźć Mary. Było tu pusto jak rzadko. Podejrzanie pusto. Pułapka, pomyślał z nienaturalnym spokojem, idąc korytarzem, wzdłuż rzędów drzwi do izolatek
Marysia Suede: *z jednej z izolatek rozlega się przytłumiony dźwięk zderzających się ze sobą naczyń*
Arthur Suicide: *oczywiście poszedł od razu tam. Przestrzelił zamek i, trzymając broń w pogotowiu, wszedł do środka *
Marysia Suede: *ubrana w brudną, dużą koszulę Rysia ulokowana była na podłodze, z rozstawionymi niczym żałosna i porzucona w kąt marionetka pochyliła się nad położonymi przed nią dwoma wyszczerbionymi filiżankami i powykręcanymi palcami próbowała przystawić do nich czajniczek i wypełnić je herbatą. Żaden jej gest nie wskazywał na to że była świadoma tego co się wokół niej dzieje*
Arthur Suicide: *zaklął, chowając pistolet i podbiegł do niej* Marysiu... *delikatnie położył jej dłoń na ramieniu, starając się pohamować żądzę mordu*
Marysia Suede: *Czajniczek ofkors nigdy nie był napełniony. Nieświadoma tego dziewczyna przechyliła go jeszcze bardziej wydając z siebie ciche warknięcie, po czym słysząc kroki ugryzła się w język i potykając się na czworakach uciekła do kąta*
Arthur Suicide: *powoli podszedł do niej* Mario Suede, poznajesz mnie? *zapytał cicho*
Marysia Suede: *skuliła się na jego głos i zasłoniła dłońmi twarz, wyglądając zza nich na niego tylko jednym okiem niczym zaciekawione, speszone dziecko. Tymczasem w korytarzu zaczęło się rozlegać coraz głośniejsze echo kroków*
Arthur Suicide: *zamknął na chwilę oczy* przynajmniej umrzemy razem *musnął wargami jej czoło i odwrócił się do drzwi, celując pistoletem*
Jonathan Crane: *w drzwiach stanął Crane nonszalancko oparty o futrynę z cukierniczką w ręce* Wreszcie raczyłeś się pojawić. Chyba jesteś mi winien podziękowania - Wiesz, że nie lubię kiedy ludzie zajmują mi izolatki o wiele za długo. A ona chyba zasługuje na przeprosiny *skinął głową w stronę Rysi* Od rana przygotowywała dla ciebie herbatkę powitalną.
Arthur Suicide: *uśmiechnął się ujmująco * oj chyba rzeczywiście zasługuje. Ale to potem. Chociaż nie jestem pewien czy potem będziesz w stanie jeszcze mówić. Ale przeprosiny na migi też nie będą złe
Jonathan Crane: *prychnął* Proszę cię - określiłbym naszą obecną relację jako współpracę raczej niż bycie śmiertelnym wrogami
Arthur Suicide: Fakt, Johnny. Nawet cię lubię, dobrze wypadasz na tle ludzi... Ale bardzo, bardzo nie lubię kiedy ktoś rusza moje dziewczynki
Jonathan Crane: Gdybym robił to co ludzie ode mnie oczekują to nie wypadałbym dobrze na ich tle. *zmierzył go obojętnym spojrzeniem*
Arthur Suicide: *wzdycha* nieważne. Bardziej interesuje mnie jeden powód dla którego mam cie nie zastrzelić tu i tetaz
Jonathan Crane: Mógłbym powiedzieć to samo. A jednak tego nie robię mimo że mam przewagę - przypominam gdzie się znajdujemy *uśmiecha się beztrosko*
Arthur Suicide: Ale ja już mam nawet pistolet w ręku... Celuje w ciebie... Żal okazję zmarnować
Jonathan Crane: Well, ja mam podopieczną o poziomie świadomości równym komarowi *Crane ziewnął i sprawdził godzinę na zegarku podczas gdy Rysia zaszła Arthura od tyłu i nagle rozbiła filiżankę na jego głowie*
Arthur Suicide: *odwrócił się i uderzył ją na odlew w twarz, po czym znów spojrzał na Crane'a* ał... Tylko nie filiżanka
Jonathan Crane: nie mój wybór artylerii *wzruszył ramionami* mogę już ją zabić czy będziesz jeszcze zgrywał rycerza na białym koniu?
Arthur Suicide: Obawiam się że jej nie zabijesz. Przynajmniej póki ja żyję.
Jonathan Crane: *westchnął przewracając oczami* Boże, w ogóle nie umiesz się bawić *wymamrotał zmniejszając natężenie emisji gazu w izolatce i bezpardonowo zacisnął ramię wokół gardła Rysi przykładając do jej skroni spluwę* Teraz mam nadzieję że łaskawie udasz się ze mną na dach.
Arthur Suicide: I co? Powiesz że jesteś mi winien upadek? *zaśmiał się *
Jonathan Crane: Bardziej kliszowy nie mógłbym być *potrząsnął gwałtownie dziewczyną* Musi się dotlenić żeby w ogóle funkcjonować. Zależało mi na udanym występie a z nią w obecnym stanie to się w ogóle nie uda.
Arthur Suicide: Występ? Brzmi ciekawie. Jak dobra zabawa. *stwierdza lekko* zatem prowadź na dach
Jonathan Crane: *patrzy krótko za siebie i zaczyna kroczyć do tyłu nie dając dziewczynie się wyrwać* Trochę szkoda mi się z nią rozstać. Spędziliśmy razem parę miłych chwil, prawda sweetie? *całuje Rysię, której wzrok zaczął powoli przytomnieć i rozszerzać się przerażenia, krótko w czubek głowy* Do wesela się zagoi.
Arthur Suicide: *Ręka w której trzyma broń drży niebezpiecznie. Jednak uśmiech nie schodzi z twarzy Arthura* och, domyślam się. To rozrywkowe dziewczę.
Black: *A Black siedzi sobie na dachu ubrana jak Jim w RF i bawi się glockiem*
Jonathan Crane: Och, nie tylko ona taka tu jest *uśmiecha się kącikiem ust i niemal opiekuńczym gestem opiera brodę o skroń Rysi* Miała okazję z kimś sobie poimprezować. Kimś podobnym do niej. Kurczę, człowieku - twój gust ostatnio znacznie się pogorszył. *łokciem uderzył w drzwi otwierając je*
Arthur Suicide: Rozwiń myśl Johnny, jetem szalenie ciekaw twojej opinii co do moich kobiet *Black wstała i w milczeniu zmierzyła Arthura poważnym spojrzeniem. Pobladł wyraźnie ale poza tym nie dal po sobie poznać że ją zauważył *
Jonathan Crane: Zdążyłem wyrobić ją sobie nieco dogłębnie i zauważyć pewien schemat - zawsze na końcu chcą ciebie zabić. Oprócz niej oczywiście *pogłaskał Rysię po policzku* Ale pewnie dlatego że nie zdążyła
Arthur Suicide: *parsknął* miałeś przyjemność z trzema. Z czego zabić nie chciała mnie żadna. Póki nie wyprałeś jednej mózgu *spojrzał znacząco na Black *
Black: *wzrusza delikatnie ramionami* mój mózg to papka, Arthurze. Sam do tego doprowadziłeś. Tylko tym razem ktoś inny ją kształtuje.
Jonathan Crane: Naprawdę nie myślałeś że będą ci wdzięczne do końca życia, prawda? *cmoknął z niezadowoleniem puszczając Rysię wolno*
Marysia Suede: Dziewczyna zasłoniła usta i zaszklonymi z paniki oczami spojrzała na Arcziego* Arthur, proszę... zabij mnie. Nie ma-am już siły... *wykrztusiła odgarniając od ust zlepione śliną kosmyki włosów*
Arthur Suicide: Welp, nie wszystkie eksperymenty się udają. *spojrzał na Rysie i wycelował w nią, ale zanim nacisnął na spust, rozległ się strzał. Krzyknął krótko gdy kula wbiła się w jego kolano i stracił równowagę *
Black: *opuszcza broń * nie tak szybko, kochany. Zabawa jeszcze trwa *uśmiecha się lekko*
Marysia Suede: *Rysia upadła na ziemię i dotoczyła się do Arcziego wykrzywiając usta w bolesnym uśmiechu* Próbowałeś, dziękuję. Nic już nie czuję - nie pamiętam już waszych twarzy. Wydaje mi się że umarłam i to wszystko to jakaś kara *przełknęła łzy* Ale za co?
Jonathan Crane: Dziękuję Black, mam nadzieję że miejsca w pierwszym rzędzie ci odpowiadają *podszedł do Arcziego obracając zabezpieczoną spluwą wokół palca i czubkiem buta przycisnął jego głowę do ziemi* Entertain me *ofkors kopnął pistolet Arcziego daleko od siebie*
Black: Nie mogę narzekać *stwierdziła obojętnie*
Arthur Suicide: *zamknął oczy na dłuższą chwilę, po czym otworzył je i wbił w Mary szalone spojrzenie* po moim trupie, Crane *odparł miękko, ignorując ból przeszywający ciało *
Jonathan Crane: To da się załatwić, Arthurze. *zachichotał* Ci z Sadyby na pewno myślą że o nic zapomniałem na święta... Nic bardziej mylnego.
Marysia Suede: *wstała niepewnie i wbiła w Crane'a spojrzenie dygocząc na zmarzniętych nogach* Jeżeli myślisz że zaprowadzisz tam porządek... *syknęła i zaraz urwała, gdy pewna siła odrzuciła ją do tyłu; opadłą na plecy i w szoku dotknęła rosnącej krwistej plamy na brzuchu*
Arthur Suicide: Jakoś umrzeć trzeba. *stwierdził wesoło * przynajmniej w doborowym towarzystwie. Nie sądzisz, moja slodka Alicjo że to zabawne? Tak bardzo mnie nienawidzisz a jednak zazdrość jest silniejsza... Tak bardzo chcesz jej śmierci, bo po nią wróciłem *wycedził, nie patrząc na Mary. Chciał zachować przytomność aż do końca i nie rozklejać się przed Cranem.*
Black: *popatrzyła na Rysię z lekkim zainteresowaniem* ona nie była Alicją. Skończyłeś się w to bawić, Kapeluszniku... *od niechcenia kopnęła go w twarz* a szkoda. Niezły materiał, dobre włosy, niewinne oczęta... *podeszła do Rysi i pogłaskała ją po policzku*
Marysia Suede: *słabo odtrąca jej rękę* Nie bawi się już...bo jest ponad tym! *wystękała wijąc się z bólu* Jest lepszy niż wcześniej, zmierza w określonym celu, ma ludzi o których warto myśleć - nigdy mu nie dorównasz, ty pierdolony egoistyczny pasożycie żerujący na momencie chorej fantazji. Jaki TWOJE życie ma sens? *wysyczała z pogardą i splunęła krwią na buty Crane'a zanim uciszył ją kopnięciem w żebra*
Jonathan Crane: To już nie jest Kapelusznik. *stwierdził beznamiętnie* To przekwitły osobnik i hipokryta, który kiedyś mógł być na szczycie. Wybacz, Suicide, nie mam zamiaru zapamiętać ciebie w takiej, a nie innej formie.
Black: *wymierzyła jej siarczysty policzek* zamknij się mała suko. To co się dzieje to twoja wina. Powinnaś przepraszać wszystkich tu obecnych za zabicie Kapelusznika
Arthur Suicide: *popatrzył na Rysię ze smutkiem* nie wysilaj się maleńka. Jesteśmy w chujni. Możemy umierać sekundę albo miesiąc. Chcę tylko żebyś mogła cierpieć jak najmniej... A ty Jonathanie masz rację. Zmieniłem się. Bardzo. I może sobą w gardzę, bo bardzo zbliżyłem się do ludzi. Ale nie żałuję. *westchnął* miłość to mimo wszystko fajna sprawa
Marysia Suede: Nie żałuję tego że mogłam go poskromić. *dotoczyła się w bólu do Arthura i wydała z siebie płytkie, urywane westchnienie, po czym zacisnęła wargi w bladą kreskę i nachyliła się do ucha mężczyzny* Byłeś moją bramą do szaleństwa. Przy tobie robiłam rzeczy o które nigdy bym siebie wcześniej nie podejrzewała. *wyszeptała* I teraz, kiedy wiem że już... ich nie zobaczę i tego nie usłyszą... *zaszemrała jeszcze ciszej* Lubiłam to. I wydaje mi się... że byłam w tym dobra. *uśmiechnęła się mimowolnie, a zagubiona łza oczyściła jej brudny policzek i rozwodniła drobny ślad krwi na jej koszuli*
Arthur Suicide: Co mogę na to odpowiedzieć? *uśmiecha się słabo * byłaś najlepsza. I mogę tylko pluć sobie w brodę za to że musiałaś zniknąć żebym uświadomił sobie że cię kocham. Że kocham cię tak mocno, by umrzeć dla ciebie, bo mój sens i moje dobro i tak by umarło razem z tobą. Obaliłaś nawet mój egoizm, niemożliwa dziewczyno. *śmieje się ochryple*
Black: Urocze. *cedzi* My sweet Irish babe, możemy to ukrócić zanim się porzygam?
Marysia Suede: Zawsze cię kochałam. *zaśmiała się słabo, kręcąc głową* Ale nigdy nie mogłeś być mój. Mówiłam, że to by nas zniszczyło. Ale teraz wygląda na to, że skończylibyśmy w taki sposób tak czy siak.. *spojrzała na niego przyjaźnie i przez moment wyglądała z powrotem jak stara dobra Rysia, która zawsze przesłaniała sadybowiczom widok plątaniną loków i żółcią płaszcza i która zawsze była gotowa na psoty*
Jonathan Crane: *stał przez parę dobrych chwil kręcąc powoli głową* Zabierz mi ten widok z oczu, Black. Nie mam już siły. *przejechał dłonią po twarzy i machnął nią, odwracając się od towarzyszy. Skupił wzrok na rozciągającej się pod nimi panoramie miasta i zmrużył wiejące chłodem oczy splatając ręce za plecami*
Marysia Suede: *uniosła spojrzenie i z paniką w oczach wróciła do Arcziego* Tak mało czasu... *pociągnęła nosem i pocałowała go długo i czule*
Arthur Suicide: *oddał pocałunek* Mario Suede to zaszczyt i przyjemność umierać u twego boku
Black: *podeszła do miejsca w którym wcześniej siedziała i podniosła czarny wąski i długi pokrowiec. Rozsunęła go i wynajęła ze środka nowoczesną kose z rozkładanym ostrzem . Srebrna stał błysnęła w świetle księżyca. Black wolno podeszła do Crane'a i podała mu ją* Wesołych świąt, Johnny. Czyń honory.
Jonathan Crane: *odwrócił się do niej z nieobecnym wyrazem twarzy, który zaraz mimowolnie rozświetlił jadowitym uśmiechem* Nie musiałaś... *odparł przesadnie skruszonym tonem, odgarnął kosmyki włosów z jej oczu i pocałował ją w czoło zanim odebrał broń i świsnął ostrzem koło ucha dziewczyny* Wyprofilowana... it's Christmas! Dosłownie. *zachichotał*
Marysia Suede: Nie reagowała już na żadne bodźce, wtulając się w Arcziego i brudząc jego ubranie własną krwią sączącą się z rany. Jej oddech stawał się coraz mniej wyczuwalny*
Jonathan Crane: *spojrzał na zegarek* Chciałem poczekać do symbolicznej północy, ale czas nagli. *podszedł do pary podrzucając beztrosko kosę*
Arthur Suicide: *tuli ją dalej lekko uśmiechnięty*
Black: nie ma co, kochanie *podchodzi do nich nucąc Last Christmas . Łapie Mary za włosy i podnosi do pozycji klęczącej* obawiam się że nie będziesz miała szansy w następne święta by oddać serce komuś lepszemu *zaśmiała się*
Marysia Suede: *gdy Black ją porwała, zagryzła wargi do krwi i przymknęła oczy* Sherlock, Elaine, Jim, Nico, Quinn, Rachel, Is, Wera, Jamie, Moran... *wymieniła na wydechu i zadrżała unosząc powieki, po czym uśmiechnęła się do Arcziego z satysfakcją* Widziałam ich, wi-
Jonathan Crane: *przeciął powietrze ostrzem i rozbawiony obserwował jak głowa dziewczyny odłącza się od reszty ciała które rozłożyło się na ziemi niczym ktoś odbywający modlitwę*
Black: *zaśmiała się wdzięcznie, podnosząc głowę Mary na wysokość swoich oczu*
Arthur Suicide: *wstał niezgrabnie i odruchowo wygładził garnitur* Alicjo... Pewnie już to wiesz, ale nigdy cię nie kochałem. Byłaś moim największym błędem, żałosnym potworem Frankensteina na którego nie mogłem patrzeć. Dlatego dołożyłem wszelkich starań żeby cię nigdy nie wypuścili. Bezskutecznie jak widać. Mogę tylko powiedzieć że ty i doktor Crane z pewnością jesteście siebie warci *rzekł lodowato spokojnie*
Jonathan Crane: *obrócił kosę w palcach i oparł nonszalancko łokieć o ramię Black* Musiałeś być z siebie dumny, zostawiając ją w stanie takim w jakim ją zastałem *odpowiedział spokojnie* Przekładam brzydotę duszy nad jakiekolwiek piękno, bo w przeciwieństwie do tamtych urazy możesz naprawić. Harmonia była i zawsze będzie nudna, doktorze Suicide. *to mówiąc wręczył broń Black i popchnął ją delikatnie w stronę mężczyzny*
Black: *posłał mu bardzo krótkie, nieco zaskoczone spojrzenie, ale wzięła kose i podeszła do Arthura* pięć lat marzyłam o moim Kapeluszniku. Zastałam ciebie *stwierdziła z politowaniem* Ostatnią rzeczą jaka mnie obchodzi jest twoja opinia. *obróciła kose w ręku* pochyl głowę Arthurze Suicide.
Arthur Suicide: Goń się, cukiereczku.
Black: tak myślałam *kosa ze swistem przecięła powietrze i głowa Arthura upadła na ziemię. Ciało osunęło się bezwladnie
Jonathan Crane: Cukiereczku... a myślałem że to ja wymyślam dla ciebie idiotyczne przezwiska *zatrzymał stopą toczącą się głowę Suicide'a i zabrał z miejsca, w którym wcześniej czekała na niego Black, dwa czerwone pudełka świąteczne ozdobione dużymi, pięknymi czarnymi kokardami*
Black: *poszła za nim* to ja wymyślam głupie przezwiska, irish babe. Nie pamiętam żebym jakimś od ciebie oberwała
Jonathan Crane: Pełna wersja twojego imienia, na przykład *kucnął zdejmując okulary i otwierając pudełka* Co myślisz, darlin' - formalina?
Black: A tak. I do tego zniemczona do Beatrycze. *uśmiecha się* myślę że to zbędne ceregiele. Mogę się założyć że wtegy Morty postawi sobie ich na szafce nocnej
Jonathan Crane: Mogą teraz robić z nimi co chcą, to mój podarunek specjalnie dla nich *wyjął z kieszeni długopis i umieścił go w ustach szukając notatnika okrytego skórzaną okładką* Nie chcieli przystać na reformy organizacji, więc lepiej do końca ich dobić zamiast obserwować jak tkwią w codzienności niskiego poziomu. *uśmiechnął się do niej i na dole wyrwanej kartki dopisał "xoxo"* Teraz tylko treść.
Black:  Nie mniej słok i formalina to zbędna fizyczna bariera *pakuje główki* po co pisać coś poza życzeniami wesołych świąt? Prezent broni się sam
Jonathan Crane:  Dotychczas nie bronił się w ogóle *zaśmiał się lekko poprawiając z czułością kokardy i dołączył złożoną kartkę* Pakuję ich do sadyby i po tym idę na starego dobrego Czajkowskiego.
Black: To byloby tylko dodatkowe upokorzenie. Oboje wiemy że byli bez szans. Oni tez wiedzieli *uśmiechnęła się lekko, podając mu kosę * jeszcze nie skończyłeś skarbie
Jonathan Crane:  *zastygł i westchnął odbierając po chwili kosę* Mimo wszystko jakaś małą część mnie liczyła na to że zapomnisz o tej części *wyprostował się i poprawił garnitur* Chcesz zginąć z tego brudnego ostrza? *zamrugał marszcząc nieznacznie brwi*
Black:  Nieważne. Chcę zginąć z twojej ręki, Jonathanie *stwierdza pusto*
Jonathan Crane:  *skinął głową* Chcę to zrobić własnymi rękoma.
Black: Proszę bardzo. Mam nadzieję, że będzie bolało
Jonathan Crane:  *odwrócił się do niej i delikatnie objął ją od tyłu* Będzie bolało, jeżeli teraz powiem, że nigdy cię nie kochałem *wyszeptał do jej ucha, które ucałował i gwałtownym ruchem skręcił jej kark*


Up on one roof.... that's practically a convention.
http://67.media.tumblr.com/ce97a659d30a78134f86331a284546a5/tumblr_inline_o8t9yz992r1rqyqrl_500.gif http://67.media.tumblr.com/d4afc684dff15311a36caaa86ec74b1a/tumblr_inline_o8tgb5oZuy1rqyqrl_500.gif
KARTA POSTACITELEFONRELACJEINFORMATOR
WYPOSAŻENIE

Offline

 

#2 2014-12-22 22:16:11

 Quinn Palmer

Diabełek

Punktów :   10 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

*wręcza Złote Pszemki Dramy* Takiego backstory mi brakowało :')


Karta Postaci | Telefon | Informator | Relacje | Wyposażenie

https://38.media.tumblr.com/4f7378f5d5f6d7652bebb7e99fd0c1ab/tumblr_inline_o1rgl9k5Bt1sp7oe5_540.gif
"I've no idea what I want. Except to be happy... if I can."

Offline

 

#3 2014-12-23 16:52:59

 Moran

Diabełek

Punktów :   12 
Stróż: tak :3

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

*robi minę w stylu "meh. Znowu ludzie giną", zostawia w widocznym miejscu ciastka i wychodzi*
Zawsze jest zabawa jak mnie nie ma... *wraca do bycia emocjonalnym Betonem. Tak jest łatwiej*


https://tinyurl.com/j8gc9ym
k|t|r|i|w
Some people need to die and I'm happy to help - this people ain't gonna kill themselves

Offline

 

#4 2014-12-23 22:08:57

Jim Moriarty ♚

Diabełek

Punktów :   

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

A ja dalej uważam że końcówka jest po prostu piękna... ;w;


https://33.media.tumblr.com/00315dcacbf0295afb8f43f8ff110808/tumblr_ngdkw2khgb1r4n428o1_400.gifhttp://i.imgur.com/LvLWi.gif

Offline

 

#5 2014-12-23 23:06:46

Elaine Dawson

Administrator

Punktów :   12 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Całość jest piękna. Bolesna jak diabli, ale piękna.


            

Women make the best double agents.

http://static.tumblr.com/ab39d44b19e57c1087d4719c3ea1cae1/yy27xvi/YmVmuua8e/tumblr_static_becky_gif_1.gif

💀

Offline

 

#6 2014-12-23 23:38:06

Arthur Suicide

Administrator

Punktów :   29 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Jimmeh, rozczaruje cię, ale końcówka uległa zmianie. Jest piękna ale nie chce nigdy więcej nie móc grać Black


Brown eyes and a heart so black you could see it beating through his skin, he was one of the worst bastards you could ever meet.
http://i.imgur.com/2gJYIC6.gif?1http://i.imgur.com/yK1MCWN.gif
Of course, that never stopped anyone from dancing to his irresistible tune.

Offline

 

#7 2014-12-24 02:18:28

 Mary Suede

Dedukcja w szlafroku

Punktów :   13 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

^Aye. Podsyłam wersję jedyną i ostateczną:

Black: Proszę bardzo. Mam nadzieję, że będzie bolało
Jonathan Crane: *odwrócił się do niej i delikatnie objął ją od tyłu* Co dotychczas trzymało cię przy życiu? *zapytał zaciskając ręce na jej szyi*
Black: Najpierw to że musiałam. Szpital. Potem miłości do Arthura, czekanie na niego *odparła spokojnie* potem miłość do ciebie i żądza zemsty. Ale się stało. Nic mnie już tu nie trzyma
Jonathan Crane: *ucisk mimowolnie zelżał* Nie lubię kiedy nie błagają o litość... Jak sobie postanowiłaś, tak to wypełnisz. *to mówiąc wręczył jej kosę i wsadzając dłonie w kieszenie oddalił się o krok czy dwa*
Black: Ale... *wbiła w niego zaskoczone, zielone oczęta * czemu? Czemu mnie po prostu nie zabijesz?
Jonathan Crane: Za długo byłaś na mojej łasce, a szybko się nudzę *zamrugał i przejechał palcami po włosach* Poza tym mogę cię jeszcze potrzebować. Mogą w każdej chwili się dowiedzieć.
Black: Cudownie *westchnęła * to bez sensu, skoro wiesz że i tak się zabije, ale przebiegłem *parsknęła *
Jonathan Crane: nie pozwalam ci *odparł obojętnym tonem*
Black: Czuję się dogłębnie poruszona.
Jonathan Crane: Dobrze, myślałem że będzie z tym trudniej *wyszczerzył zęby w uśmiechu*
Black: *zaśmiała się krótko i niewesoło * biorę to sobie do serca jak każdy twój zakaz, hon
Jonathan Crane: Rób co chcesz. Uważam tylko że możesz mieć szansę na bycie czymś więcej. *tracił butem pudełka* Nie idź w jego ślady i nie porzucaj tego przedwcześnie
Black: Och c'mon ty to lubisz utrudniać życie. Mogłeś zełgać że mnie kochasz.
Jonathan Crane: Chyba nie chcesz żebym szedł na łatwiznę *uniósł brew*
Black: Ale ta opcja by mi się podobała
Jonathan Crane: Tylko wtedy w ogóle nie mógłbym się ruszyć bez twojej obecności *uniósł kącik ust*
Black: Czy ja wiem..? Nie wierzyłabym ci. Ani przez chwilę. Ale z pewnością udawałabym że jest inaczej. Bo komuś kogo rzekomo kochasz nie pożałowałbyś kilku pocałunków *uśmiechnęła się lekko*
Jonathan Crane: Naprawdę musisz ustabilizować swoje potrzeby *pokręcił głową i podszedł do niej z dłonią w kieszeni* Bądź w pobliżu. Jeszcze nie zdążyliśmy nawet wybrać się na wspólny overkill.
Black: *parsknęła śmiechem * nie jestem stabilna, to byłoby nudne
Jonathan Crane: Chciałem to usłyszeć *błysnął uśmiechem*
Black: A co do pozostania w pobliżu... Fakt że cie kocham nie pozbawił mnie mózgu. Nie mam ochoty iść na dno za miłość która nie jest, nie była i nigdy nie będzie odwzajemniona. Wiem że prędzej czy później cię złapią. Wolę w tym czasie opalać się w Teksasie na tarasie willi Billego-Raya
Jonathan Crane: Więc dlaczego wciąż ściskasz tę kosę?
Black: *spojrzała nieco zaskoczona na rzeczoną kosę * zapomniałam o niej, szczerze mówiąc
Jonathan Crane: *podszedł do niej i zacisnął dłonie na broni* Z naszej dwójki przyda mi się bardziej
Black: *puszcza broń * oczywiście. To prezent świąteczny, nie mam zamiaru go odbierać
Jonathan Crane: Oczywiście. Nic ciebie tu nie trzyma *chwycił kosę pewnym ruchem i wbił spojrzenie w bliznę na jej policzku*
Black: Wiem. Dlatego cię o coś prosiłam. Ale to było głupie. I tak nigdy byś mnie nie posłuchał *zadrżała lekko z zimna i postawiła kołnierz płaszcza* A skoro już wyszło jak wyszło ty chyba zrezygnuje ze świąt w Anglii. Pogoda to ssie *wzrusza lekko ramionami* Podobnie jak życie
Jonathan Crane: Nie usuwam ludzi z potencjałem *odpowiedział spokojnym tonem zakładając okulary* Tak samo jak ich nie przetrzymuję. *zmierzył krótko spojrzeniem jej drżącą sylwetkę*
Black: *uśmiechnęła się słabo * a już na pewno nie w izolatkach
Jonathan Crane: Bez przesady, to było kilka dni *uśmiechnął się krótko* Nie wiem co jeszcze mógłbym ci przekazać *przerzucił kosę do lewej ręki i zrobił krok do tyłu* Go forth and slay, Black.
Black: Wiesz, czas płynie tam inaczej. *schowała ręce do kieszeni płaszcza * to była przyjemność cię poznać, Crane. Jedna z tych dziwnych w których gustuję tylko ja. Za to dziękuję. I... Wesołych świąt. Nie daj się złapać ani zabić
Jonathan Crane: Życzę ci czerwieni krwi twoich wrogów i bieli ich bladych twarzy. Niech to będą dobre święta *podszedł do niej ostatni raz by ucałować ją krótko w czoło, następnie obrócił się na piętrze i udał się w stronę drzwi* A bym zapomniał *odwrócił się od drzwi i wziął pod pachę pudełka* Chociaż nie przeszkadzałoby mi gdyby postali chwilę na chłodzie, świeżość by się utrzymała
Black: *parsknęła krótkim śmiechem * zegnaj mały, słodki irlandczyku *idzie do drzwi i znika za nimi*
W: // fuck it. Są święta.
Black: *o chwili wraca, wpada na niego tuż przy drzwiach. Obejmuje go za szyję i całuje rozpaczliwe* kocham cię cholera. I nawet nie umiem odejść z godnością. Pewnie skończę gorzej niż ta nie-Alicja ale moje życie i tak jest bez sensu, przed chwilą chciałam umrzeć a teraz jest mi już naprawdę wszystko jedno. Nie potrafię nawet udawać że jestem ponad twoimi gierkami bo kurwamać nie jestem idioto, bo zawsze mnie rozbrajasz tak że nawet nie umiem cię nienawidzić ani postępować racjonalnie jak zawsze. *mówi jednym tchem*
Jonathan Crane: *zdziwiony wypuścił pudełka z rąk i objął ją wdychając dyskretnie zapach jej włosów* Byłem przekonany że nic ciebie już nie zaskoczy.
Black: Idź do diabła, przeklęty irlandczyku *pocałowała go jeszcze raz, krótko i czule* zabrałeś resztki mojej normalności i instynktu samozachowawczego
Jonathan Crane: Od diabła to ja wracam. Wypuścić ciebie teraz w świat, taką obdartą z obrony... *pokręcił głową wydając z siebie krótki śmiech i mrużac oczy
Black: Umiem się bronić. Tylko nie przed tobą. Nadal nie mam nic do stracenia a wiele do zyskania... To kombinacja niebezpieczna dla świata
Jonathan Crane: Idź więc i go zdominuj. I jeżeli będziesz miała siły - wróć kiedyś w najlepszej okazałości *uśmiechnął się lekko*
Black: *westchnęła lekko * nie odchodzę wcale tak daleko. Gdybyś chciał... Zostaje w Londynie. Jestem tu ustawiona. Nie opłaca mi się zaczynać podboju świata w innym miejscu
Jonathan Crane: Ze starych śmieci trudno się wygrzebać *westchnął* Miej oczy dookoła głowy, będą szukać. To banda dzikusów ale kiedy pracują razem to mogą być zabójczo skuteczni *prychnął* Tak to jest jak grupa strzela na oślep we wszystkie kierunki - w końcu ktoś trafi.
Black: Przestań. Jeszcze pomyśle że się martwisz *uśmiechnęła się ironicznie*
Jonathan Crane: Ja i troska? *parsknął śmiechem* U mnie to jedynie kaprys
Black: I dobrze. Zwykła troską byłaby nudna. Tak samo jak zwykła miłość *odparła* mogę się tylko cieszyć że kocham cię w najbardziej wypaczony możliwy sposób, w jaki kochają tylko schizofreniczne ofiary gwałtów i przemocy, dotknięte syndromem Sztokholmskim. To nie bedzie nudne. Gwarantuje.
Jonathan Crane: Dotychczas mnie nie rozczarowałaś *położył czubki palców na jej ramionach* Nie powinno być nudno.
Black: W takim razie... Do zobaczenia. Spodziewam się że nieprędko znajdą swojego winnego, toksykologia nie trwa zbyt długo. Wtedy przyda ci się wsparcie. A poza tym jesteś mi winny overkill. I może jakąś kolację.
Jonathan Crane: Coś dla nich przygotuję. Może overkill przyjdzie wcześnie niż się spodziewam
Black: *całuje go krotko* nie daj się zabić, mały irlandczyku. *odwraca się i odchodzi i tylko na chwilę odwraca się by rzucić przez ramię* a tak przy okazji to nie wiem czy wiesz, ale ja też jestem z Irlandii
Jonathan Crane: Dało się zgadnąć i wyczuć irlandzką zieleń *spojrzał jej prosto w oczy i otworzył przed nią drzwi* W sądzie wyglądałem na wyższego. Ale to pewnie przez kilkumetrowy tron *zachichotał pod nosem*
Black: Welp przynamniej nie muszę stawać na palcach. A jak stałes dostatecznie daleko od Arthura nawet nie musiałeś zadzierac głowy *stwierdziła wesoło*
Jonathan Crane: Jedziesz za daleko, Beatrycze *przyjrzał się jej z wrednym uśmiechem* Wiesz, nogi zawsze mogę komuś skrócić *dodał rozbawiony*
Black: Hon ja za wysoka nie jestem, a i za szpilkami nie przepadadam. A Suicide'a sama skróciłam. Z tym że nie o nogi
Jonathan Crane: Whatever. I tak nie przyznam się do kompleksu niższości *skinął głową w stronę wyjścia*
Black: Mój irlandzki napoleon *chichocze i wychodzi*


Up on one roof.... that's practically a convention.
http://67.media.tumblr.com/ce97a659d30a78134f86331a284546a5/tumblr_inline_o8t9yz992r1rqyqrl_500.gif http://67.media.tumblr.com/d4afc684dff15311a36caaa86ec74b1a/tumblr_inline_o8tgb5oZuy1rqyqrl_500.gif
KARTA POSTACITELEFONRELACJEINFORMATOR
WYPOSAŻENIE

Offline

 

#8 2014-12-24 10:57:02

Black

Gość

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Tamto zakończenie było piękne, odpowiednio dhamatyczne i rhomantyczne. Ale nie mogłam ;;  a to trąci komedią romantyczną ale kto mi zabroni?

 

#9 2014-12-24 15:50:51

 Sherlock Holmes

Administrator

Punktów :   17 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Mój wewnętrzny Sherlock hejtuje Black intensywnie


https://68.media.tumblr.com/3ab77c6594e1d17a9009d31c046e7cf9/tumblr_ojhqctfBpu1qzy1u6o3_540.gif
x   x   x   x   x
Taking your own life. Interesting expression. Taking it from who?


Offline

 

#10 2014-12-24 16:03:48

Black

Gość

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Spoko. Ja i Ryśka wyrobiliśmy nowego skilla: Po stworzeniu postaci powszechnie kochanych zrobiłyśmy dwie najbardziej znienawidzone c:

 

#11 2014-12-24 20:12:32

 Quinn Palmer

Diabełek

Punktów :   10 

Re: Pozagrowa Drama Dachowa

Dwa Magnusseny *połowa jej duszy jeży się jak kot, prycha i wysuwa pazury, druga połowa natomiast wstaje i daje aplauz na stojąco, bo nie tak łatwo napisać postaci wywołujące tyle emocji* (cholera, rozdwoiłam się jak Q i Hyde xD)


Karta Postaci | Telefon | Informator | Relacje | Wyposażenie

https://38.media.tumblr.com/4f7378f5d5f6d7652bebb7e99fd0c1ab/tumblr_inline_o1rgl9k5Bt1sp7oe5_540.gif
"I've no idea what I want. Except to be happy... if I can."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zulnicamazancowice.pun.pl www.aishwarya.pun.pl www.eusiowy.pun.pl www.zjawiska-paranormalne.pun.pl www.policja997.pun.pl