Ogłoszenie

!!UWAGA!!

>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<

SPIS DOSTĘPNYCH POSTACI


Przewodnik dla nowych


#1 2014-08-18 23:32:26

Arthur Suicide

Administrator

Punktów :   29 

Tajny wojskowy ośrodek szkoleniowy [F]

Mycroft Holmes
Wielu twierdziło, ze Mycroft Holmes pozbawiony jest sumienia, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Nie było to prawdą, Holmes miał sumienie tak jak każdy człowiek. Jedyne, co odróżniało go od innych ludzi to to, że on swoje sumienie potrafił zagłuszyć i to tak, by w końcu o nim zapomnieć. W tej chwili liczył się kolejny krok zarówno jednej, jak i drugiej strony. Niestety dla nich, wszyscy zdawali się zapominać o jednej, może i banalnej zasadzie – gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Wystarczyło nieco cierpliwości, ustąpienia w kilku kwestiach, podjęcia paru kluczowych decyzji…. Na twarzy Rządu po raz pierwszy od długiego czasu zagościł ten charakterystyczny przebiegły uśmiech. W pustym korytarzu echem niosły się jego kroki, kiedy zmierzał do gabinetu z kilkoma opasłymi teczkami pod pachą.
- Dobry wieczór, panie Suicide. – rzucił pogodnie zamykając za sobą drzwi. Gabinet może nie odpowiadał wystrojem temu, którym dysponował w Klubie Diogenesa. Ot zwyczajne biurko i dwa krzesła, bardziej niewielki pokoik niż gabinet, ale zwał jak zwał. Obszedł więc biurko dookoła i zajął jedyne wolne krzesło. Utkwił badawcze spojrzenie w twarzy mężczyzny siedzącego przed nim.
- Jak się pan dzisiaj czuje?

Arthur Suicide:
Arthur nie do końca wiedział co tu robi. Jakieś trzy dni temu obudził się z krótkiej śpiączki i dowiedział, że jest 'gościem honorowym Mycrofta Holmesa". Nie miał pojęcia czemu starszy Holmes zdecydował się uratować go z rąk swojego młodszego brata. Był pewien tylko jednego: nie miało to nic wspólnego z dobrym sercem Szarej Eminencji. Teraz, będąc już w znacznie lepszym stanie, ubrany w czysty garnitur, siedział po drugiej stronie biurka.
- Znacznie lepiej panie Holmes, miło, że pan pyta - odparł spokojnie, lekko schrypniętym głosem.

Mycroft Holmes:
Na twarzy Holmesa pojawił się zdawkowy uśmiech, kiedy spuścił wzrok sięgając po przyniesione ze sobą teczki. Zawsze starał się załatwiać sprawy szybko i sprawnie, bez zbędnego gadania, które nie miało największego sensu. Tak i teraz przesunął akta w stronę mężczyzny, po czym splótł dłonie przed sobą.
- Zebranie wszystkich tych dokumentów zajęło trochę czasu, więc musi mi pan wybaczyć, że nie spotkałem się z panem wcześniej. Poza tym doszło do kilku komplikacji… - zawiesił głos i pokiwał krótko głową.  – W każdym razie… Pewnie kojarzy pan te sprawy, ofiary. Cała pańska kariera, nader malownicza. – przyznał przekrzywiając lekko głowę.

Arthur Suicide:
Na jego wargi wypłynął lekki uśmiech. A więc to tak...
- Nie da się ukryć, panie Holmes, jestem artystą w swoim fachu - odparł, intensywnie mu się przyglądając - Czemu pan mi to daje..? Albo nie, lepsze pytanie: czemu jeszcze żyję?

Mycroft Holmes:
- Jak już wspominałem, doszło do pewnych komplikacji. – przyznał odchylając się na krześle. – Mój brat bywa porywczy w pewnych sytuacjach, co zwykle nie wychodzi mu na dobre.
Posłał mężczyźnie wymowne spojrzenie. Jedno musiał Sherlockowi przyznać, kreatywnością w zadawaniu bólu nie odbiegał co poniektórym mordercom.
- Mam pan siostrę, prawda?  - zapytał na chwilę jakby się nad czymś zastanawiając. – Rachel, tak? Swoją drogą jej historia również jest interesująca.

Arthur Suicide:
Wzdrygnął się gdy Holmes wspomniał o jego siostrze.
- Tak... Zna ją pan całą? - pytająco uniósł brew. Wiele trudu włożył w to by prawda o nim, Rachel i losie ich rodziców nie ujrzała światła dziennego. Pierwszą i ostatnią osobą która ją odkryła był wścibski Magnussen.
- Zamierza mnie pan szantażować? - jak na razie było to jedyne co mógł myśleć o działaniach Mycrofta

Mycroft Holmes:
- Od początku do końca. Taką mam pracę, muszę wiedzieć. – odparł uśmiechając się nieznacznie. Oddzielił część ułożonych na biurku akt.
- Oczywiście to tylko część całości, jest tego znacznie więcej. – zaczął obojętnym tonem nie komentując pytania o szantaż. Na wyjawienie swojego planu przyjdzie czas, najpierw konkrety. Wskazał na odłożoną część.
- Mogę sprawić, że to zniknie. Wszelkie czarne plamy na kartach pańskiej i pana siostry przestaną istnieć. Wystarczy, że zniszczę dowody, a to jedyne egzemplarze.

Arthur Suicide:
Nie mógł powstrzymać krótkiego śmiechu.
- Nawet nie ma pan pojęcia jak bardzo mnie boli, że gdzieś popełniłem błąd. Myślałem, że biedny Charles jest ostatnim źródłem informacji na mój temat... - dodał z niechętnym uznaniem wobec Holmesa starszego.
- Pana propozycja jest kusząca... Jednak to - spojrzał znacząco na teczki - pozwoliłoby posłać na stryczek mordercę i szaleńca, mającego na rękach krew setek ofiar przybocznego terrorysty. Podejrzewam że cena za ułaskawienie nie jest niska.



Mycroft Holmes:
- Och nie umniejszajmy pańskich osiągnięć, kariera Kapelusznika aż razi plejadą barw. – zaśmiał się klepiąc dłonią drugą kupkę papierów. Na moment zapadło milczenie, Holmes przyglądał się mężczyźnie badawczo jakby jeszcze raz analizował wszystko za i przeciw swojego pomysłu. W końcu skinął głową i wstał ze swojego miejsca.
- Żyjemy w takich czasach, gdzie nic nie ma za darmo, panie Suicide. I tu przechodzimy do prawdziwych przyczyn, dla których pan tutaj jest.  – mówiąc to powoli przechadzał się po pomieszczeniu z dłońmi splecionymi za plecami. – Moriarty był niepocieszony na wieść o pańskiej śmierci. Podejrzewam, że należał pan do jego najbliższych współpracowników.


Arthur Suicide:
Założył ręce na piersi i spoważniał. Nareszcie zbliżali się do meritum sprawy.
- Tak, nie da się ukryć. Jest pan dużo... Milszy niż braciszek więc powiem otwarcie: ja i James jesteśmy... Byliśmy blisko. Zawodowo i prywatnie. Współpracowałem z nim w czasie gdy, podobnie jak ja, ukrywał się za granicą, a potem pomagałem w zorganizowaniu wielkiego powrotu. Od tego czasu wykonuję najdelikatniejsze zlecenia i wiem o wszystkich akcjach.

Mycroft Holmes:
- Mój brat ma swoje sposoby, a ja swoje na zdobywanie potrzebnych informacji. – posłał mu lekki uśmiech. Zatrzymał się za jego plecami, instynkt go nie mylił, Arthur Suicide był jedną z prawdziwych perełek wśród jego zdobyczy.
- Tymczasem James Moriarty jest święcie przekonany o pańskiej śmierci, a ja mam dla pana propozycję. Chciałbym, żeby pracował pan dla mnie.

Arthur Suicide:
- Jestem martwy? - zapytał szczerze zdziwiony - Właściwie panie Holmes którego dzisiaj mamy? I co dokładnie stało się po tym jak straciłem przytomność? - te pytania dręczyły go odkąd obudził się w surowym, szarym pokoju, będącym skrzyżowaniem szpitala z celą. Kolejne słowa Mycrofta wywołały u niego gorzki uśmiech
- Proszę rozwinąć myśl…





Mycroft Holmes:
- Dużo pytań, mało czasu… - mruknął i westchnął cicho. No cóż, Mycroft zaprzeczyć nie mógł, że mężczyźnie należały się wyjaśniania.
- Dla tego kraju tak. – odparł może leciutko zniecierpliwony. – I dla każdego innego, w którym o panu słyszano. Właśnie kończy nam się pierwszy tydzień lipca, wyjątkowo paskudny jeżeli chodzi o pogodę. Był pan nieprzytomny przez jakieś dwa dni odkąd nasi lekarze się panem zajęli, resztę już pan chyba pamięta.


Arthur Suicide:
Skinął głową.
- Powrót do zdrowia w jakimś tajnym czymś... - powiedział, nie do końca wiedząc czy jest w bazie wojskowej, więzieniu MI6 czy piwnicy daczy w Essex .
- Uratował mnie pan z rąk nieco... mniej rozsądnego brata - uśmiechnął się lekko - Dziękuję. A co do pracy, proszę przedstawić mi pełną ofertę, a chętnie ją rozważę.
Był martwy. Dziwne uczucie - świadomość że gdzieś tam jego znajomi przeżywają żałobę, a Jim pewnie planuje straszną zemstę. Jednak... Szczerze to obchodziło go to tyle co wpływ zorzy polarnej na rozwój kolarstwa w Chinach. Mycroft dawał mu szanse. Jemu i Rachel. Czemu miałby z niej nie skorzystać?

Mycroft Holmes:
- Na razie mało ważne gdzie. – mruknął przyglądając się mu z dobrze skrywanym zadowoleniem. Ziarno zostało zasiane, teraz należy pozwolić mu wykiełkować. Mycroft w przeciwieństwie do młodszego brata był cierpliwy, miał dużo czasu, który potrafił produktywnie wykorzystać. Tymczasem spokojnie obszedł całe pomieszczenie i zatrzymał się przy biurku.
- Potrzebuję danych wszystkich osób pracujących na korzyść Moriarty’ego. Głównie chodzi mi o jego kontakty, osoby, które dostarczają mu informacji. Jednostki wykonujące czarną robotę. – wyjaśnił pokrótce. – Wiem, że umieścił swoich ludzi w różnych instytucjach, celem jest namierzenie ich i zlikwidowanie. Pan ma potrzebne informacje, ja dysponuję potrzebnymi ludźmi.

Arthur Suicide:
Przekrzywił lekko głowę, patrząc na niego z niemałym zainteresowaniem
- Co pan z nimi zrobi? Aresztuje czy... Skasuje?

Mycroft Holmes:
- Skasuje… ciekawe określenie swoją drogą. Mówiąc zlikwiduję chyba wyraziłem się nadzwyczaj jasno. – uśmiechnął się kątem ust. 

Arthur Suicide:
- Brzmi duże ładniej niż 'zamorduje' - wzruszył lekko ramionami. - Czyli... Oczekuje pan, że wydam wyrok śmierci na kilkudziesięciu współpracowników, podwładnych mojego bliskiego przyjaciela w zamian za czystą kartę moją i siostry, dobrze zrozumiałem? - jego ton był lekki jak gdyby rozmawiali o pogodzie.

Mycroft Holmes:
Wydął wargi zastanawiając się nad czymś, aż w końcu skinął głową i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
- Tak. Tak sądzę. – odparł jak gdyby nigdy nic. – Jestem pewien, że mimo próby zabójstwa siostry jest ona dla pana ważniejsza niż przestępca, który jako zadośćuczynienia za stratę zażądał kilku godzin z nastolatkiem. I to bynajmniej nie po to, by go zabić.
Ostanie słowa wypowiedział nie okazując żadnych emocji pomijając fakt, że ów nastolatek był jego bratankiem i to jego randez vous z Moriartym nie było wcale takie bezbolesne.

Arthur Suicide:
- Oczywiście, że tak. Zależy mi przede wszystkim na jej bezpieczeństwie - powiedział całkiem szczerze. Nie mógł stracić Rachel teraz, gdy dopiero ją odzyskał. Musiał chronić ją i siebie.
- A tym nastolatkiem to mnie pan zaintrygował. Mógłbym poznać więcej... Detali?

Mycroft Holmes:
- Pomyślmy… nie. – odpowiedział krótko opierając się wygodnie na krześle. Utkwił w nim spojrzenie zastanawiając się, co jeszcze może mu powiedzieć zanim pożegnają się na kilka następnych dni.
- Stopniowo, po każdej usuniętej przeszkodzie będę starał się czyścić wasze życiorysy, a jeżeli współpraca będzie nam się układać, to kto wie… Może posuniemy się dalej i będzie mógł pan zobaczyć się z siostrzyczką. Jeżeli chodzi o dokonania Kapelusznika… te pozwolę zostawić sobie na koniec. Na razie nasza współpraca będzie opierać się na przekazywaniu nam odpowiednich informacji, a jedno z moich ludzi zajmie się resztą.

Arthur Suicide:
- Jak pan może ze sobą wytrzymać? - zapytał nieco rozbawiony, kręcąc głową. - Jest pan jeszcze gorszy niż James... Dlatego powiem otwarcie, że te warunki są dla mnie korzystne. Mam tylko jeszcze jeden, z mojej strony. Właściwie to drobna prośba...


Mycroft Holmes:
Zbył tę uwagę wymownym uśmiechem jednocześnie zbierając teczki w jedną kupkę. Ta rozmowa powoli dobiegała końca, a on czuł, że wszystko powoli wraca na właściwy tor. Tylko jednej rzeczy musi jeszcze dopilnować, tam będzie potrzeba nieco więcej czasu.
- Zamieniam się w słuch, panie Suicide.

Arthur Suicide:
- James Moriarty. - powiedział, odchylając się do tyłu na swoim krześle - Musi pan obiecać, że użyje informacji ode mnie i wszystkich swoich najlepszych ludzi żeby go zabić. Tylko tym razem skutecznie.


Mycroft Holmes:
Mycroft przekrzywił nieznacznie głowę spoglądając na mężczyznę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Już teraz widział, że podjął właściwą decyzję. Odchrząknął cicho wstając, w milczeniu włożył akta do czarnej teczki schowanej dotychczas pod biurkiem.
- Mogę panu obiecać, że tym razem zrobię wszystko, co w mojej mocy.  – odparł przenosząc na niego wzrok.

Arthur Suicide:
Uśmiechnął się szczerze i promiennie, zadowolony tą odpowiedzią.
- Mam nadzieję że pan rozumie... Jim się w końcu dowie. Zrozumie że panu pomagam... A wtedy... Wolałbym żeby miał już na szyi pętle. Bo inaczej na nic mi się zda czysta karta. - powiedział wesół.
- Hmmm... Proszę mi wybaczyć, że pana jeszcze zatrzymuję, ale... Jak to właściwie będzie wyglądać? Nasza współpraca? Mam siedzieć tu i dyktować namiary?

Mycroft Holmes:
Przyznał mu rację ze śmiechem. O tak, wyjątkowo dzisiaj dopisywał mu dobry humor.
- Może mi pan wierzyć, że osoba, z którą będzie pan pracował i której będzie pan przekazywał informacje sama bardzo chętnie ujrzałaby Moriarty’ego martwego, co więcej z pewnością przyłoży do tego rękę.  – obszedł biurko i zatrzymał się przed mężczyzną spoglądając nań z tajemniczym błyskiem w oku. – Za kilka dni was sobie przedstawię, choć chyba nie ma takiej potrzeby. Na razie proszę zbierać informacje, ma pan do dyspozycji cały ten budynek i wszystko co się w nim znajduje. Prócz broni rzecz jasna. – uśmiechnął się nieznacznie. Wyciągnął dłoń w jego kierunku. – Proszę wracać do zdrowia, jeszcze się panu przyda.


Arthur Suicide:
Przez jego twarz przemknął dziwny wyraz. Dzikiego zwierzęcia, spłoszonego i schwytanego w klatkę. Było to ledwie chwilowe, bowiem szybko się opanował jednak... Wzmianka o broni uświadomiła mu że nie będzie mógł zabijać. A to... No cóż, nie było dobre. Bo mordowanie było dla Arthura jak narkotyk, którego odstawianie było zwyczajnie niebezpieczne. Jeśli nie przeleje krwi nie zachowa równowagi. Starając się stłumić uczucie paniki narkomana zamykanego na odwyku, wstał i uścisnął dłoń Mycroftowi.
- Bardzo dziękuję. Interesy z panem to prawdziwa przyjemność, panie Holmes.

Mycroft Holmes:
Obserwował mężczyznę na tyle uważnie by dostrzec tę ledwie dostrzegalną zmianę na jego twarzy. Uśmiechnął się do swoich myśli, cel osiągnięty. Wszystkiego po trochę i stopniowo, bądź cierpliwy Holmes. Tymczasem uścisnął dłoń mężczyzny przywołując na twarz iście biznesowy uśmiech.
- I wzajemnie, panie Suicide. Do zobaczenia niebawem. – skinął jeszcze głową, po czym opuścił gabinet. Po paru krokach minął się z lekarzem i towarzyszącym mu żołnierzem. Z zadowoleniem stwierdził, że zgodnie z jego poleceniem nie mieli przy sobie niczego, co można by wykorzystać jako broń. Spojrzał na zegarek, całkiem szybko poszło. Teraz zostało mu odbyć jeszcze jedną rozmowę i może zacząć wprowadzać pierwszy ze swoich planów w życie.

Arthur Suicide:
- Do zobaczenia. - poczekał aż Mycroft wyjdzie po czym opadł na krzesło z cichym westchnieniem. Znowu się wpakował - niedobrze. Rachel była bezpieczna - dobrze. Zdradził swojego najlepszego przyjaciela, szefa i kochanka - no cóż, kwestia dyskusyjna. A przy okazji zapewnił sobie bezterminowy odwyk od mordowania, leków, alkoholu, seksu, narkotyków i kto wie czego jeszcze... - jako skończony egoista, tego żałował najbardziej.
- No Suicide, ciekawe jak długo dasz rade funkcjonować na czysto i zachować rozum - westchnął niemal niedosłyszalnie, ukrywając twarz w dłoniach. Pewnie Mycroft i tak go zabije, kiedy nie będzie już mógł zapanować nad swoim Kapelusznikiem.


Brown eyes and a heart so black you could see it beating through his skin, he was one of the worst bastards you could ever meet.
http://i.imgur.com/2gJYIC6.gif?1http://i.imgur.com/yK1MCWN.gif
Of course, that never stopped anyone from dancing to his irresistible tune.

Offline

 

#2 2014-08-19 00:26:45

Arthur Suicide

Administrator

Punktów :   29 

Re: Tajny wojskowy ośrodek szkoleniowy [F]

One week later...

Arthur Suicide:
Dla Arthura czas płynął inaczej. W podziemnym ośrodku w którym się znajdował nie było okien. Nie było zasięgu. I nie było dokładnie wszystkich jego ulubiony rzeczy. No, z wyjątkiem książek. Te, wprawdzie w formie elektronicznej, jednak nie stanowiły problemu. Najpierw próbował zabić ciągnący się niczym melasa, czas, czytając. Jednak po pierwszej wieczności, która okazała się zaledwie czterema dniami, odkrył że nie może tego dłużej robić. Był zbyt rozedrgany. Marzył żeby wyrwać się stąd, pójść na miasto, zabić kogoś, znów poczuć TO. Nie miał takiej możliwości i nic nie wskazywało na to by Mycroft mu ją zapewnił. Tak więc ostatnie trzy dni spędził siedząc na łóżku po turecku i starając się zignorować uporczywy ucisk w brzuchu, który rozpraszał go, uniemożliwiając robienie czegokolwiek.

Mycroft Holmes:
Uznał, że już nadszedł czas. Wszystko było gotowe, jedna z jego cennych zdobyczy powoli zamieniała się w wygłodniałą bestię. Lekarze donosili mu o stanie doktora Suicide, sprawował się wzorowo, starał się ukryć to, co usilnie starało się wyjść na wierzch. Drugi skarb był już w pełni sił. Albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Też był głodny, karmiony wyłącznie bólem i uczuciem straty. Holmes zastanawiał się, co będzie, gdy zamknie tę dwójkę w jednej klatce. Pozabijają się, czy będą współpracować? Obydwu coś obiecał, zawarł umowę. Zanim wypełni swoją część, pora na nich.
Kiedy stanął w drzwiach pokoju Kapelusznika miał wrażenie, że patrzy na inną osobę niż jeszcze tydzień temu.
- Dzień dobry, Arthurze.  - odezwał się niemal przyjaźnie.

Arthur Suicide:
Drgnął gwałtownie, unosząc wzrok na Holmesa - Skąd ta nagła poufałość, Mycrofcie? - zapytał uprzejmie, zeskakując z łóżka i robiąc kilka kroków w stronę mężczyzny. Mimo najszczerszych chęci nie umiał nad tym zapanować. Poruszał się jak drapieżnik zamknięty w klatce - każdy jego mięsień był napięty, ciało przechodziły nieprzyjemne urywane dreszcze a agresja ledwo pozwalała się tłumić.

Mycroft Holmes:
Uśmiechnął się nawet, znajcie łaskawość Rządu. Obserwował go uważnie, niczym zwierzynę zamkniętą w klatce, zastanawiając się czy akurat ta sztuka będzie się nadawać. A i owszem, będzie.
- Obiecałem kogoś panu przedstawić. Proszę za mną. - postanowił z miejsca przejść do rzeczy. Odwrócił się i ruszył tym wąskim, pogrążonym w półmroku korytarzu.

Arthur Suicide:
Coś w jego wnętrzu, ukryta bestia, zawyło tryumfalnie. Coś się dzieje. Nareszcie coś się dzieje, koniec stanu zawieszenia. Uśmiechnął się lekko i przeciągnął po tygrysiemu, na co jego zastałe stawy odpowiedziały głośnym chrupnięciem. Zadowolony poszedł za Mycroftem, po drodze wyłamując palce.

Elaine Dawson:
Ta sala była większa niż wszystkie inne w ośrodku. To tutaj więźniowie mogli zobaczyć się ze swoimi rodzinami, znajomymi, tymi, którzy jeszcze chcieli ich odwiedzać. I to też nie nazbyt często, bo zaledwie dwa razy w roku. Albo przed śmiercią. Doskonale znała historię tego miejsca bo o ironio, było to kiedyś chyba najlepiej strzeżone więzienie w całej Wilkiej Brytanii. Później przemianowane na ośrodek szkolenia wojskowego. Tylko krat z okien wciąz się nie pozbyto w tych wyższych partiach budynku. Czekała. Przez ostatnie tygodnie nie zmieniła się za wiele, moze prócz tego, że nie była zimnym trupem. Włosy miała nieco krótsze, a na twarzy wymalowane zmęczenie, jakby dopiero co przechodziła ciężką chorobę. Nagle zerwała się z metalowego krzesła i zaczęła krążyć wokół, nie chciała więcej czekać, chciała mieć to już za sobą. A potem odejść, tak jak jej obiecał. Machinalnie bawiła się suwakiem bluzy. I wtedy usłyszała szczęk zamka, drzwi się otworzyły. Mycroft Holmes wszedł do środka i odsunął się na bok wpuszczając kogoś. Skrzyżowała ramiona przed sobą, zaraz okaże się z kim miała pracować.

Arthur Suicide:
Wykonał kilka głębszych wdechów, spychając na margines świadomości targające nim mroczne pragnienia, i wszedł za Mycroftem. Na widok Elaine zamarł zmieszany, by po chwili uśmiechnąć się szeroko i drapieżnie. - Słodka panna Dawson - powiedział głosem miękkim jak aksamit - to niemałe zaskoczenie, widzieć cię w tych zaświatach

Elaine Dawson:
Na widok Kapelusznika niemal wstrzymała oddech. Wpatrywała się w niego przez jakąś chwilę otępiała, ocknęła się dopiero słysząc jego głos. jak zwykle opanowany, choć widziała po nim, że nie spodziewał się jej tutaj zobaczyć. Zresztą podobnie jak ona.
- To jakiś żart... - wymamrotała przenosząc nieco zdezorientowane, ale zarazem wściekłe spojrzenie na Holmesa. Jego twarz była niczym przesłonięta maską obojętności. Z jego oczu natomiast bił triumf, bo właśnie zdał sobie sprawę, że jest coraz bliżej celu. Uśmiechnął się jeszcze kątem ust i wyszedł zostawiając ich samych w swojej klatce. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Jak zwykle uroczy... - powoli odwróciła się w jego stronę. - Kto by pomyślał, że skończymy w tym samym piekle.

Arthur Suicide:
Przekrzywił lekko głowę obserwując reakcje Elaine. Nie rzuciła mu się do gardła. Szkoda. Mogłoby być zabawnie. Ale od zachwytu dzieliło ją jeszcze całe morze przelanej przez niego krwi... O wyjściu Mycrofta zaalarmowało go ciche kliknięcie drzwi
- Wydaje mi się, że twój... Nasz szef doskonale się bawi. Niczym słynny doktor Zło. - powiedział cicho, bowiem w wielkiej pustej sali głos doskonale się niósł - Ale ty już mniej.

Elaine Dawson:
Co ją właściwie powstrzymywało? Był jedną z osób, która ostatnim razem zadała jej mnóstwo bólu. I było coś jeszcze, bo choć wyrzucała to sobie na każdym kroku, kiedyś zaufała temu człowiekowi. Wzięła głębszy oddech, dolna warga jej zadrżała.
- Nazywamy go tak, kiedy nie słyszy. - no proszę, nawet uśmiechnęła się półgębkiem, gorzko i bardziej do siebie, niż do stojącego przed nią mężczyzny. Przeklinała fakt, że Mycroft nie zostawił jej papierosów, pewnie nieźle się teraz bawił.
- No tak, powinieneś coś o tym wiedzieć.. - mruknęła krzyżując ręce przed sobą. - Wciąż mam pamiątkę.

Arthur Suicide:
Zaśmiał się krótko. Nie był to śmiech szaleńca, pełen goryczy, histeryczny chichot. Ot, zwykły cichy śmiech wesołego mężczyzny.
- Zawsze jakieś zostają po najlepszych imprezach - powiedział, czubkiem języka dotykając jednego ze swoich spiłowanych kłów - A trzeba przyznać, z tobą dotychczas zawsze się przednio bawiłem.

Elaine Dawson:
Uniosła brwi przyglądając mu się przez chwilę, w końcu pokiwała głową. Uśmiechnęła się tylko nieznacznie obchodząc dzielący ich stolik dookoła. Zatrzymała się tuż obok przekrzywiając lekko głowę.
- Ponoć ktoś w moim imieniu też zafundował ci niezłą zabawę. Żałuję, że mnie przy tym nie było. -  wymruczała uśmiechając się kątem ust.

Arthur Suicide:
Opadł na krzesło, uśmiechając się szelmowsko na jej słowa.
- Ach... Masz racje, dobrze to wspominam... Co poradzę na to że lubię brutalnych mężczyzn? Tak czy inaczej możesz czuć się pomszczona... Chyba. - rzucił nonszalancko

Elaine Dawson:
- No wiesz? Mam taką cudowną okazję się wykazać, nie odbieraj mi tej przyjemności... - przekrzywiła głowę przyglądając się mu uważnie. Pierwsze zaskoczenie juz minęło, teraz zastanawiała się, co takiego obiecał mu Mycroft, że tak ochoczo poszedł na współpracę.
- Doszły mnie słuchy, że Holmes ma nową złotą rybkę, witam w akwarium. - oparła się o stojące obok krzesło.

Arthur Suicide:
- Aye. Swoją drogą, mam nadzieje że nie masz mi za złe tego ostatniego incydentu. To ni było nic osobistego, tylko praca, konflikt interesów... - spojrzał na nią spod rzęs - prywatnie bardzo cię lubię, z resztą pewnie o tym wiesz. Mówił całkowicie szczerze. Naprawde nie widział nic złego w tym co zrobił Elaine. Gdyby nie to że tak dobrze znał ludzi, pewni byłby szczerze zdziwiony, gdyby była zła.

Elaine Dawson:
Zmrużyła powieki. Próbował się jej wytłumaczyć? Przeprosić? Na razie nie powiedziała nic, przeniosła tylko wzrok na sufit. Jedna z jarzeniówek mrugała uparcie, ale jakimś cudem udało jej się utrzymać na niej spojrzenie przez tych kilka długich sekund.
- Konflikt interesów.  - powtórzyła zaciskając dłonie na oparciu krzesła za sobą. - Dobrze powiedziane. Staliśmy po dwóch stronach barykady, bywa. Teraz stoimy po jednej.
Odetchnęła odgarniając z twarzy tych kilka denerwujących kosmyków, które za każdym razem wpadały jej do oczu.

Arthur Suicide:
- Właśnie. Dlatego myślę, że nie warto bawić się w rozdrapywanie starych ran - oznajmił już bardziej rzeczowo - To... Jak dokładnie ma wyglądać nasz współpraca? Bo szef nie był w tej kwestii zbyt wylewny.

Elaine Dawson:

"Szef".... Chyba sporo czasu zajmie jej przyzwyczajenie się do tego słowa akurat w jego ustach.
- Nie tylko wobec ciebie... - spojrzała na mężczyznę. - Jedyne co wiem, to to, że mam wolną rękę. Ty dostarczasz mi dane, ja robię resztę.

Arthur Suicide:

Z jego ust wyrwał się jęk zawodu. - Czyli dalej mam siedzieć w tej pierdolonej piwnicy?

Elaine Dawson:

Uśmiechnęła się mimowolnie. No tak, tęsknota za wolnością. Skąd ona to znała? Ale ukrywał coś jeszcze, to był ten typ osoby, który nie lubi siedzieć bezczynnie.
- To zależy... - podjęła temat, pochyliła się lekko do przodu. - Mówiłam, mam wolną rękę. Także co do wyboru pomocników.

Arthur Suicide

Nie chciał jej o nic prosić. To było poniżające, być zdanym na łaske i niełaske swojej byłej-niedoszłej ofiary. Byłej-niedoszłej przyjaciółki, którą z taką lubością torturował i omal nie zaprowadził prosto do piekła.
Chociaż nie. On naprawdę ją tam zaprowadził.
Przypomniawszy sobie jaką krwawą miazgą były plecy Elaine, przez myśl przemknęło mu pytanie: czy obeszło się bez przeszczepu skóry? Nawet jeśli musiała mieć piękne blizny. Tak, to z pewnością wyjląda ciekawie...
Dość.
Z drugiej strony, jeśli jej nie poprosi to najpewniej przekroczy granice, naruszając porozumienie z Mycroftem i zagrażając nie tylko sobie, ale i Rachel.
- Weź mnie - powiedział krótko, zanim duma go powstrzymała - Proszę.
Był gotowy nawet na bycie pomocnikiem. Byleby tylko znów poczuć ciężar chłodnej broni i gorącą krew na rękach.

(Czy tylko moim zdaniem Elaine i Arczi to najbardziej badass team evah? Mam wizje jak ubrani w idealnie dopasowane garnitury wchodzą do jakiejś meliny, El z pistoletem, Arczi z nożem, siekają wszystkich po kolei i wychodzą mając jedynie troche krwi na mankietach...)
( czyli nie tylko ja  miewam takie wizje  jak najbardziej tak to widzę. I działają tak sobie razem siejąc zniszczenie *.* )
(tak. Perfekcyjnie. A potem tylko wsiadają do czarnego, rządowego sedana, okulary na nos i odjeżdżają... Welp, zapomniałam wspomnieć o czarnych rękawiczkach. )


Elaine Dawson

W milczeniu skinęła głową z miejsca podejmując decyzję. Ta myśl błądziła jej po głowie od chwili, gdy zamknęły się za nim drzwi. Wiedziała, albo przynajmniej domyślała się, na co go stać. Potrzebował tego niczym powietrza, żeby jakoś funkcjonować. Jeszcze kilka lat niczym sie od niego nie różniła, czuła ten sam głód. W końcu oboje byli mordercami, różnił ich tylko sposób działania.
- Nie zawiedź mnie tym razem. - mruknęła cicho spoglądając w stronę drzwi. Ciekawe czy Holmesowi właśnie o to chodziło... Czy stał tam i pochłaniał każde słowo z ich rozmowy tworząc kolejny, iście diabelski plan.

Arthur Suicide

Dzika bestia w jego wnetrzy ponownie zawyła z zachwytu i wyszczerzyła kły w psychopatrzycznym uśmiechu. Czas na polowanie, mówiły jej żółte, bezlitosne ślepia.
Czas mnie nakarmić.
Sam Arthur uśmiechnął się delikatnie.
- Zawsze jestem lojalny wobec tego kto oferuje najwięcej. W tej chwili to Mycroft. Więc nie musisz się mnie obawiać. - powiedział spokojnie, jednak w jego oczach lśnił głód.

Elaine Dawson:

Uśmiechnęła się nieznacznie.
Przesunęła językiem po górnej wardze, cichy śmiech poniósł się echem po całej sali.
- Holmes ceni lojalność, ale nie myśl, że tylko na tym się skończy. Mi nawet umrzeć nie dał w spokoju.
Oczami wyobraźni już widziała ten grymas na zwykle pozbawionej emocji twarzy Rządu. Spokojnie, jeszcze tę jedną rzecz doprowadzi do końca.
- A na razie... potrzebuję pierwszej ofiary.

Arthur Suicide

westchnął cicho. Sam nie wiedział na co liczy. Że Mycroft da mu spokój? Że wypuści ze swoich rąk tak cenną zdobyć jak świetnie przeszkolony morderca z informacjami o wrogu?
Ze pozwoli mu odejść w spokoju mając na niego tyle haków?
Nie, Arthur nie był idiotą. Ale był gotowy na wszystko, żeby chronić siebie i Rachel. Jak zawsze.
- Nawet na to nie liczę - odparł - zależy mi tylko na tym, żeby moja siostra była bezpieczna.
Zastanowił się chwile nad ewentualną ofiarą.
- Ivan. Dostawca broni. Za tydzień ma się odbyć kolejna transakcja

Elaine Dawson

Odepchnęła się od krzesła i swobodnym krokiem podeszła do stolika. Nie skomentowała informacji o siostrze, choć postanowiła ją zapamiętać. Widać wszyscy mają kogoś, kogo muszą chronić, czy to w taki czy inny sposób.
- Gdzie? - utkwiła w nim spojrzenie. - I ilu osób mogę się spodziewać?

Arthur Suicide

- A gdzie dzieją się prawie wszystkie złe rzeczy w tym mieście? - wyszczerzył się -Siedem do dwunastu osób. Różnie to bywa. Nie wiedomo czy Jim nie zwiększy ochrony po śmeirci mojej i Stelli.

Elaine Dawson

Skinęła głową, no tak, jak zwykle. Całe zło tego miasta upodobało sobie morska bryzę jako tło swoich szemranych interesów. Przygryzła wargę zastanawiając się nad czymś. Moriarty nie jest głupi, pewnie zadba o tyły.Na miejscu będzie potrzebowała co najmniej trzech dobrych strzelców, jakaś grupa ubezpieczająca...
- Jaka to broń, coś istotnego?

Arthur Suicide

- Głownie wyposażenie dla mniej znaczących gangów. Wiesz, dealerzy muszą być uzbrojeni. A wszytskie kartele w tym mieście są uzależnione od Jima. - wyjaśnił - z tego co wiem to kilka skrzyń pełnycj pistoletów, karabinów i amunicji.

Elaine Dawson

Potencjalna ilość potrzebnych jej osób w tej chwili uległa zmniejszeniu, reszty dowie się z własnych źródeł. Tymczasem podeszła do drzwi i zapukała w nie dając znać, że to koniec rozmowy.
- Przygotuj się, za jakieś trzy dni koniec odsiadki.

Arthur Suicide

- Woohoo - zaśmiał się radośnie - czuje że nasza współpraca będzie się układać, Elle - powiedział wstając z krzesła i równiez podchodząc do drzwi

Elaine Dawson

Spojrzała na niego z błyskiem w oku i ledwie zauważalnym uśmiechem. Na początku kompletnie nie podobał jej się ten pomysł, ale teraz... Każdy ma swoją wewnętrzną bestię, gorzej lub lepiej ukrytą. Nie tylko jej w tej chwili rwała się do działania.Tymczasem agent stanął w drzwiach bez zainteresowania spoglądając to na jedno, to na drugie. Wyminęła go bez słowa kierując się ku wylotowi korytarza.
- Tylko spędź ten czas produktywnie! - zawołała jeszcze.

Arthur Suicide

- Tak zrobię - rzucił do pleców oddalającej się Elaine. Sam skierował się do swojego pokoju. Przebierze się i znajdzie jakąś sale gimnastyczną. Wrócił już do zdrowia, więc teraz musi wrócić do formy.


Brown eyes and a heart so black you could see it beating through his skin, he was one of the worst bastards you could ever meet.
http://i.imgur.com/2gJYIC6.gif?1http://i.imgur.com/yK1MCWN.gif
Of course, that never stopped anyone from dancing to his irresistible tune.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zjawiska-paranormalne.pun.pl www.policja997.pun.pl www.zulnicamazancowice.pun.pl www.radzymincentrumpark.pun.pl www.eusiowy.pun.pl