!!UWAGA!!
>Poszukiwane są osoby do odgrywania ról kanonicznych!<
Asmodeusz, mimo sławy Zgniłego Chłopca, właściciela większości burdeli i kasyn, kobiecarza i ekscentryka, lubił też, jak każdy szanujący się - ha ha ha - obywatel, raz na jakiś czas mieć chwilę dla siebie.
Najbardziej do tego celu nadawała się, przynajmniej w jego odczuciu, nieduża knajpka w Soho - oczywiście jego, chociaż "ukryta" specjalnie za większymi przybytkami, choćby po to, żeby wypicie kieliszka dobrego, wytrawnego wina nie było przerywane ani razu.
Lubił tutejsze zielono czarne wnętrze, gdzieniegdzie przejaśnione złotymi detalami w stylu dość powściągliwym, zważywszy na właściciela. Lubił duże okna, przez które widać tłoczne zawsze ulice Soho, lubił to, jaką muzykę tu grano. Ot, było to miejsce mocno klimatyczne i spokojne. Dobre na załatwianie interesów, odpoczynek, rozmowę. Co najważniejsze jednak, że było to miejsce zazwyczaj... puste. Albo prawie puste.
...
Usiadł na zielono czarnej - a jakże - kanapie z poranną gazetą i niezbyt zainteresowany rzucił okiem na jej treść. Nic ciekawego. Oczywiście. Teraz Jim miał chyba jakieś kłopoty... Z takimi oto przemyśleniami zostawiła go kelnerka, która przyniosła kawę. Jak każdy, kto pracował dla Zgniłego Chłopca, odeszła bez słowa i zajęła się myciem po raz kolejny lady.
Offline
Administrator
Londyn żył. Jakkolwiek to stwierdzenie mogło wydawać się banalne, było w stu procentach prawdziwe i słuszne.Tętnem miasta był hałas klaksonów aut i regularne bicie Big Bena. Oddechem szelest rozmów i dźwięk milionów stóp każdego dnia przemierzających metropolie. Ludzie żyli tu w biegu. Nieustannym wyścigu po sukces, zapatrzeni w cel do tego stopnia, że całe swoje życie podporządkowali osiągnięciu go. Nawet sen ze sfery odpoczynku i marzeń zredukowali do pitstopu wypełnionego lękami i problemami. A biegli bez końca. Bo przecież zawsze można szybciej, dalej, mocniej lepiej. Dlatego ona lubiła się czasem zatrzymać i popatrzeć na ten wyścig szczurów. Jej praca polegała w końcu na eliminacji zawodników. Nie grała fair ,to oczywiste. Ale dzięki temu mogła sobie pozwalać na przerwy. Poza tym nikt by nid grał, gdyby wiedział jak przezabawnie to wszystko wygląda z trybun. I dlatego weszła do jednego z nielicznych lokali w Soho, który umożliwiał oddychanie powietrzem wolnym od dymu równie gęstego jak londyński smog, w ciszy i spokoju z dobrym trunkiem w dłoni. Podeszła do baru i poprosiła o lampkę wina.Odebrawszy swoje zamówienie zajęła wygodne miejsce tuż przy oknie i zapatrzyła się w rzekę ludzi, nieświadoma obecności innych w pomieszczeniu.
Offline
Po dłuższej chwili bezsensownego szukania ciekawych wiadomości w gazecie, złożył ją na pół i odłożył na stolik. Ze zdziwieniem zauważył, że w knajpie pojawił się ktoś nowy i - jeśli się nie mylił - znajomy, przynajmniej ze słyszenia. Wstał niespiesznie i podszedł bliżej.
- Kogóż to widzę w moich skromnych progach?
Offline
Administrator
Drgnęła ,jakby budziła się z drzemki, po czym przeniosła nieco niechętne spojrzenie na osobę, która uznała za stosowne zawracać jej głowę. Jednak niechęć bardzo szybko ustąpiła miejsca zaciekawieniu, a na ustach zagościł ledwo dostrzegalny uśmiech. Podobno zielony to kolor nadziei. Jeśli tak ,to seledynowe włosy Zgniłego Chłopca mogły spokojnie zostać uznane za jej nosicieli. Konkretnie była to nadzieja na ciekawe popołudnie.
- Proszę proszę. Nie sądziłam ,że wpadnę na szefa akurat w tym lokalu. Miło w końcu poznać osobiście Asmodeuszu.
Offline
[Asmodeusz]
- I wzajemnie, panno Mirandola - uśmiechnął się kącikiem ust. - Rzadko jest tu ktokolwiek. Można? - pokazał na krzesło naprzeciw.
Offline
Administrator
- Takie towarzystwo jest zawsze mile widziane - powiedziała jednocześnie kiwając głową i przeglądając w myślach swoje informacje o Asmodeuszu. Szycha w rozrywkowej części półświatka, kobieciarz i artysta. Oraz najwyraźniej człowiek potrzebujący trochę ciszy i spokoju.
-Gratuluję spostrzegawczości tak przy okazji. Raczej nie należe do szczególnie wyróżniających się osób. Chociaż po całej papierowej robocie pewnie znasz twarze wszystkich ludzi w tej firmie.
Offline
[Asmodeusz]
Uśmiechnął się szerzej i usiadł naprzeciwko Weroniki. Miętowe włosy zatańczyły tak, że musiał ogarnąć je z twarzy. Jakoś upchnął je do węzła na karku.
- Powiedziałbym, że nie miałem raczej wyboru... A tu rzadko ktoś bywa, a jeśli już to jest to ktoś z sadyby.
Offline
Administrator
- w takim razie życzę Ci,żeby nikt tu nie wpadł prosto ze zlecenia. Tapicerka mogłaby tego nie przeżyć - stwierdziła nieudolnie próbując utrzymać powagę.
Offline
[Asmodeusz]
Odpowiedział śmiechem, a miętowe kosmyki kolejnym tańcem.
- Tapicerki... Dam sobie rękę uciąć, że rozmawiałaś z Sebastianem Moranem...
Offline
Administrator
- Taak już pierwszego dnia mnie poinformował jak ciężki mają żywot. Ale to dobrze, przynajmniej wiem komu nie pożyczać samochodu. - mruknęła z rozbawieniem obserwując z zafascynowaniem zielone kosmyki.
- W ogóle przy niektórych hysiach jakie mamy tapicerki Morana to całkiem normalna obsesja ...
Offline
Administrator
- Tego akurat nie musisz mi mówić. Znam go prawie od urodzenia - powiedziała przyglądając mu się ciekawie - A ty , Mod ? Jaką obsesją wypełniasz sobie czas ? - zapytała lekkim tonem. W końcu informacji nigdy dosyć. Zwłaszcza jeśli niewiele się wie o swoim rozmówcy. Narazie.
Offline
- Pewnie wiesz, czym się zajmuję, tak w świecie jak i w sadybie... To nie obsesja, bardziej chęć przetrwania - uśmiechnął się znowu, ukazując rząd białych zębów. - Ty zapewne też masz coś, co odrywa myśli od rzeczywistości? A może się mylę?
Offline
Administrator
- Każdy ma coś takiego. Inaczej byśmy powariowali... oh wait chyba już trochę za późno . W każdym razie w moim przypadku to malarstwo, stare samochody i muzyka. Niech żyje sztuka ! - zawołała unosząc kieliszek w stronę Moda.
Offline